9 wrz 2009


W Newsweek’u artykuł zatytułowany „Ray Bardbury – człowiek biblioteka”:

Ray Bradbury to jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy amerykańskich, który wciąż czeka w Polsce na odkrycie. Wydana właśnie genialna antologia „Ilustrowany człowiek i inne opowiadania” to świetne wprowadzenie w twórczość autora „Kronik marsjańskich”.
(...) Tylko Polska zdaje się być nieczuła na twórczość tego pisarza a z jego bogatego dorobku w księgarniach znaleźć można zaledwie jeden tytuł – wydaną właśnie antologię „Ilustrowany człowiek i inne opowiadania”. (...) Urodzony w 1920 roku Ray Bradbury nie miał łatwego dzieciństwa. Jego rodzina splajtowała podczas Wielkiego Kryzysu (dziadkowie byli prasowymi wydawcami), przez co mały Ray często zmieniał miejsce zamieszkania. We wspomnianym Waukegan spędził wczesną młodość by w wieku 13 lat przenieść się z rodzicami do Los Angeles. Tam kończy liceum, ale z braku pieniędzy nie może pójść na studia. Wtedy osiemnastoletni Bradbury podejmuje pierwszą pracę – zostaje gazeciarzem handlującym na skrzyżowaniu. Każdego dnia po sprzedaniu gazet zaszywał się w miejskiej bibliotece, gdzie namiętnie czytał wszystko co wpadało mu w ręce. „Ludzie pytają mnie często czy żałuję, że nie mam wyższego wykształcenia. Nigdy w życiu! Biblioteka była moim uniwersytetem przez prawie 10 lat i tam nauczyłem się wszystkiego o pisaniu. Żadne studia nie dałby mi tej wiedzy” – powtarza dziś w wywiadach. W tym roku w sierpniu Bradbury skończył 89 lat i mimo podeszłego wieku wcale nie wybiera się na emeryturę. W maju w Stanach ukazał się jego nowy zbiór opowiadań „We’ll Always Have Paris” (zawiera opowiadanie będące parodią „Casablanki”, z której pochodzi tytułowy cytat) entuzjastycznie przyjęty przez krytyków m.in. z „Washington Post”, a on sam – gdy tylko pozwala mu zdrowie – jeździ z odczytami po amerykańskich uniwersytetach. Większość jego wykładów zaczyna się od frazy „porzućcie ten uniwersytet, wyłączcie Internet i wróćcie do bibliotek”. Szkoda tylko, że w polskich bibliotekach ze świecą szukać książek Bradbury’ego.
Sprawdziłam. Polskie biblioteki dysponują całkiem pokaźnym zbiorem utworów Bradbur’ego. Sama mam za sobą lekturę (wielokrotną) 451° Fahrenheita tego autora. Nie musi czekać na odkrycie, bo jest czytany. Autorowi artykułu zaś radzę podążyć za radą pisarza i wrócić do bibliotek.

4 komentarze:

sygnaturka pisze...

Przypomnaiły mi się słowa mojego Taty. Rozmawialiśmy kiedyś o dość niskim statusie społecznym nauczycieli i bibliotekarzy. Tata w pewnym momencie zdenerwował się (kiedy mu mówiłam o pensjach i czytałam wpisy o zarobkach na EBIB-ie) i powiedział, że bez nauczycieli, szkół, bez bibliotek i bibliotekarzy żaden z polityków nie doszedłby do tego, co teraz ma. I że na pierwszym miejscu powinni zadbać o tych, którzy ich wykształcili. To a propos fragmentu: "Biblioteka była moim uniwersytetem przez prawie 10 lat i tam nauczyłem się wszystkiego o pisaniu. Żadne studia nie dałby mi tej wiedzy".

Eva Scriba pisze...

Dziękuję za wpis. Twój Tata ma rację. Niektórym politykom przydałby się powrót do szkoły albo uzupełnienie wykształcenia i obowiązkowy kurs dobrego wychowania.
Pozdrawiam serdecznie.

bagienny pisze...

Może autora artykułu trzeba wysłać do biblioteki. Poza tym niedawno wydano jego opowiadania, nie wspominając o wznowieniu 451 stopni Fahrenheita.
Nawet w 1997 w polskiej telewizji z okazji lądowania PathFindera na Marsie zaprezentowano "Kroniki marsjańskie" tego autora - wiem, że to stara informacja, ale książek innych autorów nawet nie wymieniono.

Eva Scriba pisze...

Ryszard Kapuściński w jednym z wywiadów powiedział: "Kiedyś dziennikarstwo było rodzajem powołania - ktoś, kto stawał się dziennikarzem, chciał nim być przez całe życie. Dziś nie ma już takich ludzi. Dzisiejszy młody dziennikarz może jutro pracować w firmie reklamowej, a pojutrze jako rzecznik prasowy przedsiębiorstwa. Dziennikarstwo nie jest dla niego profesją, tylko tymczasowym zajęciem, takim jak każde inne. Dlatego wolę określać go mianem pracownika mediów, a nie dziennikarza. Dziennikarstwo stało się zawodem masowym, w związku z czym nie można oczekiwać wysokiego poziomu profesjonalnego od dzisiejszych dziennikarzy. (...) Co nie znaczy, że nie ma w dziennikarstwie wielu bardzo utalentowanych młodych ludzi, ale generalnie oblicze całego zawodu zmienia się na niekorzyść."