14 lip 2009

Na blogu "Bibliotecznie..." o książce Katarzyny Grocholi "Trzepot skrzydeł". Czytałam. Nasuwały mi się podobne pytania jak autorce wpisu. Bajki, piosenki, komedie romantyczne, powieści każą nam wierzyć, że pojawienie się mężczyzny w życiu kobiety zmienia je - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I że dopiero w parze coś znaczymy, jesteśmy kimś, a na miłość trzeba zasłużyć. Stajemy sie więc, w zależności od upodobań i wymagań chwili potulnymi Kopciuszkami, cierpliwie oddzielającymi groch od maku lub ladacznicami, gotowymi spełniać najbardziej wyuzdane zachcianki. Pozbawione własnego "ja", ukrywamy swoje prawdziwe potrzeby ze strachu przed samotnością i związaną z tym społeczną ekskluzją. Nie wierzymy w siebie, w swoje możliwości, inteligencję, przedsiębiorczość. I tkwimy przy tych niewłaściwych, bojąc się powiedzieć stop. Pozwalamy, by ktoś wniknął w nasze życie tak głęboko, że przestajemy być sobą. Zapominamy o tym, co sprawia nam przyjemność, zapominamy o swoich marzeniach, życiowych celach. Często kryją się za tym krzywdy i urazy z dzieciństwa. Nie jesteśmy dla siebie dobre. Nie kochamy siebie. Znam kobiety, które los dotknął tak jak bohaterkę Grocholi. Wiem jak łatwo jest z głodu miłości i uwagi, zdradzić siebie. Postawić na drugim miejscu. Bez względu na to, co robimy i kim jesteśmy takie skłonności w nas drzemią. Zwalczam je w sobie. Przytulam wewnętrzne dziecko. Chwalę, głaszczę. I staram się kochać - takie jakie jest...

2 komentarze:

Kefas pisze...

czy ja jestem kobietą?

Eva Scriba pisze...

Nie zauważyłam... ;)
Przepraszam. :) A tak poważnie... Rzeczywiście pewne kwestie przeze mnie opisane nie są zależne od płci. Pozdrawiam ciepło.