12 wrz 2009


Wciągnęła mnie ta książka bez reszty. Przeczytałam ją jednym tchem i to nie dla szczególnie atrakcyjnej fabuły, obfitującej w wydarzenia, która powoduje, że nie można się doczekać co będzie dalej, a z emocji obgryza się paznokcie. I nie obchodzi mnie, czy to literatura feministyczna czy nie i co o niej napisano. Według mnie to powieść o rozdarciu między tym, czego od kobiety oczekuje otoczenie ( małżeństwo, dziecko, dobra praca) a jej własnym wyborem (życie w pojedynkę, w nieformalnym związku) To swoista analiza potrzeby zakorzenienia, potrzeby domu, stworzenia gniazda przeciwstawiona byciu samej sobie sterem, żeglarzem i okrętem. To jedna z tych powieści, które mogłabym napisać, gdybym tylko miała ku temu zdolności.

"(...) o trzeciej nad ranem zadzwoniłam do babci:
-Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego! Nigdy ci tego nie mówiłam.
-No?
-Nie mam męża babciu.
-Szczęśliwa! Możesz spać w poprzek łóżka. Ja musiałam na to długo czekać."

"Marzenia. Służą do tego, żeby przetrwać, to kostka cukru zawieszona przed nosem, nieprzeznaczona do konsumpcji, tylko do drażnienia. Nigdy nie będziesz jej miał! Ale masz o czym myśleć."

"Ja naprawdę chcę całego życia, na Boga, i będę je miała. I nawet jeśli cały świat rozpadnie się, ja nie drgnę ni razu. Mam jeszcze inne części ciała poza palcami uderzającymi w klawiaturę i oczyma, które śledzą ruch palców. Chcę dotykać, chcę czuć zapachy. Niech perły spadają na ziemię, niech płynie krew i sok z pomarańczy, chcę całego życia!"

Brak komentarzy: