Ostatnio wpadłam do zaprzyjaźnionej biblioteki oddać książki. Lubię tam przychodzić i zawszę się cieszę, gdy mi coś panie bibliotekarki polecają. Tym razem jednak byłam asertywna i nie wzięłam ani jednej książki z zamiarem wyczytania tego co mam w domu. I nawet przez jedno popołudnie byłam z siebie dumna - że taka asertywność i silna wola się we mnie obudziła. Cóż z tego, skoro już następnego dnia na prywatną półkę wskoczyły dwie zupełnie nowe książki (całe szczęście, że na jedną wymieniłam punkty uzbierane w księgarni Arsenał).
A wszystko przez recital Krystyny Jandy na którym byłam w walentynkowy wieczór. Między wspaniale wykonywanymi piosenkami gwiazda opowiadała o Marlenie Dietrich właśnie. I już wtedy wiedziałam, że po prostu muszę przeczytać jej biografię! No to czytam... Ale w międzyczasie wpadły dwa kryminały... Ciężki jest los książkoholika...
4 komentarze:
E tam, ja i tak uważam, że we współczesnym świecie istnieją gorsze nałogi ;)
Poddaję się książkoholizmowi z radością i nie zamierzam pójść na odwyk (a efekty jakie są każdy widzi)...
Pozdrawiam!
Pewnie, że są gorsze ;) Gdyby nagle zamknęli wszystkie biblioteki, księgarnie i wydawnictwa to miałabym w domu zapasy do końca życia ;)
Pozdrawiam ciepło.
My z P. też wpadliśmy w ten nałóg. Ja to się jeszcze trzymam (głównie "dzięki" brakom finansowym), ale on to już ma etap "nałogowego nałogowca" :D
A miejsca na regałach coraz mniej! ;) Pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz