Jeśli w książce natura nie stanowi tła, a jest równorzędnym bohaterem - to pewne, że sięgnę po taką lekturę i będę do niej, mimo warsztatowych czy fabularnych niedociągnięć, pozytywnie nastawiona. Nie inaczej było w przypadku powieści Szepty lasu, gdzie surowy styl narracji nie przeszkadzał w chłonięciu fabuły - niczym świeżego porannego powietrza po dusznej nocy.
Luce - mieszkająca z dala od wielkomiejskiego szumu, spędzająca czas na wnikliwym studiowaniu otaczającej ją natury, dostaje na wychowanie dwójkę dzieci. Dzieci, które od początku pobytu u Luce zachowują się dziwnie i dziko. Dziewczyna stopniowo zdobywa ich zaufanie, ale wkrótce staje przed jeszcze poważniejszym problemem niż oswajanie niesfornego rodzeństwa - musi zmierzyć się z demonami z przeszłości...
Czyta się książkę jednym tchem, chociaż tchu momentami brakuje. Zaskakująca, warta poznania lektura. Niezwykle klimatyczna, choć postacie mogą się wydać bardziej wyrobionemu czytelnikowi zbyt schematyczne. Ci którzy nie czytają dla fachowych recenzji w literackich periodykach, winni być powieścią Charlesa Fraziera wysoce usatysfakcjonowani.
Luce korzystała też ze "wspaniałej, małej biblioteki o stromych stopniach prowadzących do podwójnych drzwi wejściowych, wysokich stropach, podłużnych oknach, regałach pełnych książek, z surową, drobną bibliotekarką, która zawsze ubierała się na czarno i z uwagą spoglądała na wybrane przez czytelnika książki, żeby sprawdzić, czy są warte czyjegokolwiek czasu albo czy nie jest on jakimś podejrzanym typem, który chce zabrać je do domu".
Akcja książki dzieje się w latach 60. XX wieku i jak widać książki z biblioteki czytało się w bibliotece. Mimo dezaprobaty bibliotekarki główna bohaterka sięgała po westerny. Chwile spędzone w bibliotece to też najszczęśliwsze chwile z jej dzieciństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz