3 sie 2009

Chcąc wprowadzić się w wakacyjny nastrój, wybraliśmy się z P. do kina na obraz „Genua – włoskie lato”, nie wiedząc o filmie nic prócz tytułu i nazwiska aktora grającego główną rolę. I chyba najlepszą i najkrótszą zarazem recenzją będą słowa P., że to film dla tych, którzy lubią spać w kinie. Rzeczywiście po mocnym wstępie (wypadek samochodowy) w filmie nic się nie dzieje, mimo, że widz trzymany jest w napięciu, oczekuje, że za chwilę coś się wydarzy. Być może nie dostrzegam głębi tego filmu, metafory, czegoś ukrytego pod powierzchnią zwykłych sytuacji. Może chodziło o to czekanie właśnie? O szczególny rodzaj niecierpliwości, jaki towarzyszy wyczekiwaniu na kolejną tragedię, przełamanie ciągu codziennych wydarzeń? Może reżyser chciał przez to powiedzieć, że życie to nieustanne oczekiwanie? Tylko, czy potrzeba do tego potwierdzenia tej tezy aż 94 minut, bo tyle trwa film? W każdym razie odradzam. Warto natomiast wybrać się do kina na film „Wrogowie publiczni”. Wyczuwam tu Oscara, a może nawet kilka, a jeśli nie statuetek, to nominacji na pewno. Świetne zdjęcia, rewelacyjne, jak dla tej opowieści, prowadzenie kamery, dbałość o scenograficzne detale, porywająca muzyka i znakomita rola Johnny Deep’a. Dobre, gangsterskie kino.

Brak komentarzy: