10 sie 2009

Książka reklamowa


W miesięczniku „Marketing w praktyce” ukazał się materiał dotyczący książki reklamowej. Zaciekawił mnie dość kuriozalny wstęp tego artykułu:

„Słowo pisane jest święte. Słowo pisane w książce jest święte podwójnie. Książki nie kłamią. Książkę się szanuje: nie zagina rogów, nie bazgrze się na stronach, nie używa zakreślaczy, a jeśli już, to świadczy tylko o tym, jak ważna jest dla kogoś, wartościowa i pełna treści jej zawartość (!) Książki się nie wyrzuca, najwyżej przekazuje kolejnemu czytelnikowi, ofiarowuje najbliższej bibliotece, oddaje do antykwariatu. A te najukochańsze, najciekawiej wydane, te książki, które trafiły do nas jako upominek, umieszcza się na honorowym miejscu w biblioteczce. I choć czytelnictwo spada, ponieważ z roku na rok mniejsza jest liczba ludzi (?) sięgających po słowo pisane, to ci, co zostali na czytelniczym placu boju, stanowią konsumencki creme de la creme – to ludzie wykształceni, o szerokich horyzontach, licznych zainteresowaniach, zwracający baczną uwagę na własny rozwój. Mają pieniądze albo będą je mieć. Doceniają tylko wysmakowany prezent. Dlatego właśnie książka może stać się tym gadżetem, który zbuduje właściwy stosunek do stojącej za nim marki.” [Magia książki reklamowej, Justyna Wydra, Marketing w praktyce, nr 8(138) 2009, s. 20-22]

Dalej artykuł traktuje o książkowym custom publishing i jego korzyściach dla firm (na przykładzie chociażby Vademecum piwa), a także formach w postaci: logotypu na okładce (jak w przypadku Michelin na okładce Zielonych przewodników wydawnictwa Bezdroża), reklamy graficznej na skrzydełkach okładki, dołączonej zakładki, czy strony tytułowej dedykowanej marce. Książka ma być, zatem elitarnym gadżetem, zapewniającym wieloletni czas przekazu reklamowego. Spełniać rolę warygodnego źródła informacji, być medium eksploatowanym przez reklamodawców, co wydaje mi się być chybionym pomysłem, w przypadku gdy przestrzenią reklamową staje się okładka książki. Reklama firmy umieszczona w tym miejscu, odrzuca mnie i nie skłania do zakupu. Książka traci wówczas w moich oczach, traci na swej wartości, nawet jeśli dzięki tej reklamie jej cena staje się atrakcyjna. Nie mam nic przeciwko tworzeniu przez wydawnictwa publikacji na zamówienie, ale obwoluta powinna być zarezerwowana na tytuł i autora dzieła, a nie i tak już wszechobecne logotypy.




2 komentarze:

Kefas pisze...

a ja sie nie zgodze z tym cytatem..

dla mnie wartościowe ksiązki to sa właśnie te które "troche przeżyły", nie mówie o wyrywaniu kartek czy jakims zalaniu czymś.. ale własnie o tych zakreslaczach, notatkach na marginesie czy zagietych rogach.. bo to oznaka że było coś wniej wartościowego, ciekawego, coś co sprawia że wracamy do danego tytuu a nie rzucamy w kąt..ksiązka to nie eksponat który mamy podziwia, ale coś co mamy chłonąć..

Eva Scriba pisze...

Zakreślacz jestem w stanie znieść w podręcznikach, ale nie wyobrażam sobie by ktoś zaznaczał nim ciekawe cytaty w powieści...Szczególnie jeśli jest to książka z biblioteki. A takie teksty, jak przytoczony przeze mnie, szerzą złą kulturę obchodzenia się z książką.
Pozdrawiam