Zastanawiam się nad swoim zawodem, nie do końca wybranym świadomie. Myślę o misji, powołaniu które przypisuje się do zawodu bibliotekarza i wydaje mi się to być kiepskim pocieszeniem w świetle niskich płac i wciąż kiepskiego postrzegania społecznego tego zawodu, prestiżu. Podnoszenie kwalifikacji, kolejne szczeble awansu zawodowego, kursy językowe... Czuję się jak Adaś Miauczyński. I czytam na jednym z blogów:
"Straceńcza misja BIBLIOTEKA Chcąc nie chcąc musiałem się stawić w "dziwnym miejscu na b." W "dziwnym miejscu b." jest inny świat, są inne reguły. Co prawda niby jest ta sama grawitacja, niby fizyka nie uznaje wyjatków, niby chemia podpowiada, że tam też musi być powietrze czy światło...lecz czuć, czuć, że tam jest INACZEJ. Również zachowanie ludzi jest INNE, twarze ludzi w "dziwnym miejscu na b." są smutne, chodzą dziwnie skoncentrowani, zamyśleni, z głową w dół. Nie wydobywają z siebie dźwięków. Prawo głosu mają tam istoty z innej planety, w których rękach została skupiona olbrzymia władza - PANIE Z "DZIWNEGO MIEJSCA NA B".Panie z "dziwnego miejsca na b." też są z innego świata. Mimikę mają jakąś taką gestapowską, gesty srogie i zdecydowane. Widać, że są świadome swojej władzy, widać też, że nie jedno życie już złamały. W oczach mają głęboko zakorzenione i ze złym skutkiem ukrywane poczucie wykonywania znienawidzonego zawodu. Podaję kartę. Słyszę: "uuu, pan student 5 lat studiuje, a ostatnio u nas był na pierszym roku" - "No tak...nie miałem potrzeby to nie byłem". Z oczu pada pierwszy grom. Truchleję. Czuję, że maleję. "Karta jest nieakutalna". Blednę, w myślach widzę wieloetapową, czasochłonną procedurę akutualizacji, lub nie daj Boże, wyrobienia nowej. Kolejne 5 minut pani z "dziwnego miejsca na b." niszczy mój marny byt, wciera mnie słownie w podłogę, rzuca wymiętego emocjonalnie w kąt. Z łaską daje książkę. Odpowiadam "Dziękuję, do widzenia"... nie słyszę odpowiedzi. Po dwóch tygodniach przychodzę kozacząc zaktualizowaną kartą, myśląc, że jestem cwaniak, chcę przedłużyć wypożyczenie. "Nie przedłuże panu" - ale przecież jest wiele egzemplarzy, wszystkie dostępne - odpowiadam. "Pan się nie kłóci, nie ważne ile egzemplarzy". Przez następne 5 minut oddaję swoją dumę do wytarcia gęby pani z "dziwnego miejsca na b". Milczę, nadstawiam drugi policzek jak Św. Mateusz nakazywał, daję się wyżyć na sobie pani z "dziwnego miejsca na b." Niech ma coś od życia - wszak życie jej nie wyszło. Przedłużyła wypożyczenie."
Czy to ja? Czy też jestem postrzegana jako osoba której w życiu nie wyszło i wylądowała w bibliotece? W dziwnym miejscu na B.? Ile dziennie obsługuję osób, które myślą, że nie skończyłam żadnych studiów i jestem tu z życiowej konieczności?
7 komentarzy:
wiele zapewne, wiele ... To norma w naszym zawodzie. Jedno z pierwszych pytań jakie zadał mi mój pracodawca "to są takie studia????" A tak na marginesie, dla pokolenia dzisiejszych studentów odwiedziny w dziwnym miejscu na B. (będąc właśnie studentem roku V) to powód do dumy, niestety. Pozdrawiam z innego dziwnego miejsca na B.
Z tym Adasiem Miauczyńskim to trafiłaś w samo sedno. Zawsze gdy oglądam ten kawałek (prawdziwy majstersztyk): http://www.youtube.com/watch?v=pVlMddE8TOc to mam wrażenia, jakby mówił nie tylko o nauczycielach, ale też o bibliotekarzach.
Dzięki za link. Ten właśnie fragment miałam na myśli. JMonika - najgorsze jest to, że przez takie osoby, te którym "się chce" są postrzegane w ten sam sposób. Też mam nadzieję, że będzie lepiej, ale ostatnio nachodzą mnie raczej negatywne myśli. Pozdrawiam.
zmień zawód bo nie pasisz w tych swych glanach i manifach, hehe;p
Kefasie, glany juz naprawde okazyjnie... Dawno sie nie widzielismy, co?
No proszę, czyli nie tylko ja odnoszę wrażenie, że wszyscy postrzegają mnie jak kogoś bez wykształcenia? Uff, ulżyło mi. Jest nas więcej! Życie jednak ma sens! ;)
Prześlij komentarz