Podobno należę do Generacji Y, zwanej też Net Generation, Milenials, czy Digital Generation. To podobno ci urodzeni w latach 1980-1995. Podobno jesteśmy (?) następcami pokolenia X – pokolenia czterdziestolatków, pokolenia transformacyjnego, zmuszonego przez warunki gospodarcze do szybkiego rozwoju i takiej też ścieżki awansu zawodowego. Pokolenie Y, pokolenie wyżu demograficznego, mające inny stosunek do stanu posiadania i wartości niż jego poprzednicy. Wierzące, że wszystko jest możliwe. Zuchwali, niecierpliwi, materialiści. Odrzucający autorytety na rzecz autorytetów przechodnich. Strzegący etosu indywidualizmu,niechętni pracy „od-do“, szybko się nudzący i potrzebujący nieustannej informacji zwrotnej, stymulacji rozwojowej. Precyzyjnie określają i komunikują swoje oczekiwania.To podobno moja generacja... I kiedy czytam kolejny artykuł (Marketing w praktyce, październik 2009) na ten temat to nie mogę pozbyć się wrażenia, że te cechy dotyczą w głównej mierze tych przyszłych na świat po 1989 roku. Tych, dla których PRL to bajka o złym wilku, a dla których nie pluszowa, a komputerowa myszka stała się pierwszą zabawką. W moim pokoleniu, rozkraczonym pomiędzy starym, a nowym systemem, jest wielu którym się właśnie nie udało. To po części pokolenie Nic, których nie spoiła solidarnie idea obalenia systemu, którzy nie mieli swojej barykady i nieudolnie próbowali pójść drogą generacji X, która zyskała na transformacji. Jeszcze próbujemy, jeszcze wydaje się że dla nas jest świat, ale już czuć na karku oddech tych, dla których przymioty rzekomej Generacji Y to naprawdę chleb powszedni. I którzy będą bezwzględni w zdobywaniu tego, czego pragną. Bo w generacji Nic jest jeszcze osad polskich kompleksów i niewiary. Czasem przebija warstwa tej polskości, chociaż tak usilnie chce się ją pokryć niebieską tapetą w gwiazdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz