16 wrz 2012

myśli nieprzeczesane

W zasadzie lubię chodzić do pracy w niedzielę. Senne, niemal wyludnione miasto. Można sobie śpiewać na ulicy umiarkowanie głośno, nie narażając się na pobłażliwe spojrzenia i uliczny ostracyzm.

Mój partner dziwi się, że rzadko odkrywam coś nowego w muzyce, a tkwię przy sprawdzonych dźwiękach. A przecież ulubiona piosenka jest jak czuły uścisk najlepszego przyjaciela.

Profesor Mikołejko w jednym ze swoich artykułów skrytykował matki za to że rozjeżdżają się wózkami w przestrzeni publicznej. Będąc niejednokrotnie staranowaną w Rossmanie przez wózkową babę, uśmiałam się czytając te jego wywody. Na myśl mi nie przyszło, że słowa wywołają takie oburzenie i medialny szum. Trochę pan profesor po tym świecie chodzi i powinien wiedzieć, że w tym kraju nie kwestionuje się bohaterstwa narodowego, nie przyznaje do aborcji i in vitro, nie upiera przy eutanazji, ani nie krytykuje kościoła katolickiego, matek-Polek, świętej pamięci byłego prezydenta który wielkim wodzem był. Czasem sobie myślę że do tych etosów powinien dołączyć zawód bibliotekarza.



1 komentarz:

papryczka pisze...

Dziś w Za na nawet przeciw Kubuś wspominał o panu profesorze i o tekście we Wprost:)