2 mar 2022

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie

 Będę czytać książki. I będę o nich pisać. Chować się w słowach, by choć na chwilę zapomnieć (a zapomnieć nie oznacza zobojętnieć). Nie będę komentować rzeczywistości, a czytać pozycje które są od niej jak najdalej. Zatem nie znajdziesz tu Czytelniku komentarza do tego, co się dzieje. Nie musisz zatem tu zaglądać, jeśli tego właśnie oczekujesz, możemy spotkać się innym razem...

Dziś kilka słów o książce która zrobiła na mnie ogromne wrażenie i sprawiła, że rzeczywiście oderwałam się od rzeczywistości, a mowa tu o "Listopadowych porzeczkach" Andrusa Kivirähka - estońskiego pisarza, który w swoim kraju jest jednym z najpopularniejszych twórców. Jego książki są ekranizowane a nawet stają się inspiracją do powstania gier planszowych. I nic w tym dziwnego wszak autor ten ma niesamowitą wyobraźnię i zdolność łączenia motywów rodem z estońskiego folkloru z humorem i grozą. Czytelnik trafia w sam środek dawnej, estońskiej wsi, gdzie listopadowe mgły stają się areną do działań wszelkiej maści zjaw i upiorów. Niektóre z nich służą człowiekowi, choć ich istnienie warunkują konszachty z diabłem, inne działają na przekór ludziom. A mieszkańcy wioski cechują się sprytem i przebiegłością - zarówno w oszukiwaniu bogaczy z dworu, jak i samego diabła - Piekielnika. Codzienne życie to jednak nie tylko próby przetrwania w niesprzyjające listopadowe dni. Znajdziemy w tej powieści większe i mniejsze bolączki, niespełnioną miłość i zawiedzione nadzieje. Chciwość i naiwność, strach i odwagę. Cały kalejdoskop losów i postaci, jaskrawo odcinających się od ponurej szaty listopada. 


A. Kivirähk, Listopadowe porzeczki, przeł. A. Michalczuk-Podlecki, Kraków : Wydawnictwo Literackie, 2021. 

Powieść "Listopadowe porzeczki" to historia magiczna, a przy tym pełna humoru. Fantastyczna, a jednak bardzo ludzka. Wymagająca od czytelnika pewnej dozy dystansu, otwartości. Niezwykle wciągająca i nietuzinkowa. Dodaję do ulubionych. 

Dziesięć lat temu spędziłam tydzień w stolicy Estonii <<<. Miałam też okazję zwiedzić tamtejszy skansen. Wybaczcie zapożyczenie zdjęć z Wikipedii, ale nie mogę znaleźć nośnika ze swoimi fotografiami z tamtego pobytu. W każdym razie kiedy czytałam "Listopadowe porzeczki" to przed oczami widziałam  Eesti Vabaõhumuuseum




Brak komentarzy: