25 sty 2010

Monday morning

Martini, piwo, grzaniec, chianti. Poniedziałek rano. Widok mojej twarzy w lustrze - bezcenny. Ale też była okazja, naprawdę. Bo niecodziennie człowiek wyrusza na koncert swojego ulubionego zespołu. Fakt, że do koncertu pozostało jeszcze 16 dni, zdaje się być bez znaczenia. Kiedyś trzeba było to w końcu opić - bilety są, przejazd z całą ekipą jest, nocleg załatwiony. Cieszymy się z Mo. jak dzieci. I dlatego dziś "Happiest Girl" (zastanawiam się czy to oficjalny teledysk?)

Brak komentarzy: