Zaczęło się od rymowanek, gdzie słowo miłość występowało we wszystkich przypadkach i gdzie aniołom towarzyszyły lilie i bzy. Skrzętnie notowane, dużymi literami były naiwną próbą poznania teoretycznego, zapisem stanu który dopiero miał nadejść. Naiwne, proste słowa powoli zastępowane były bardziej złożonymi metaforami. Pojawił się Asnyk, Przerwa-Tetmajer, by w końcu odkryć można było Poświatowską. Bo z biegiem dni okazało się też, że uczuć nie da się zamknąć w prostym rymie, że brzmi to drwiąco niemal i że potrzebna jest większa złożoność. A potem okazało się że słowa mogą być puste, zbędne a nawet fałszywe. Że mogą być zasłoną dla tego co prawdziwe i że tych najważniejszych można słuchać setki razy a i tak wątpić. I że można próbować nazywać uczucia ale one i tak najpełniej wyrażane są gestem. Nadal lubię poezję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz