Jak donosi portal Fakt.pl (o sprawie napisał też Dziennik Wschodni), bibliotekarka, pracująca w jednej z polskich bibliotek, zaciągała kredyty, wykorzystując dane czytelników. Sumy pojedynczych zobowiązań nie były wielkie, ale razem dały kwotę ponad 100 tys. zł, które bibliotekarka rzekomo przeznaczyła na... ubrania i kosmetyki. Obrotna biblioteka pracowała w bibliotece 18 lat. Została już zwolniona z pracy.
Rozumiem, że można sobie sprawdzić co czyta były facet albo kiedy koleżanka ma urodziny - bo nie ma konta na Fb😉 - ale żeby wykorzystywać w ten sposób dane osobowe? Ryzykować utratę fajnej roboty i niezłego w niej stażu dla kilku szmat? No, dobra od wyrokowania są sądy, ale wkurza mnie to nadszarpnięcie społecznego zaufania do naszej profesji, bo każda taka historia skutkuje problemami z podawaniem danych przy zapisie do biblioteki.
1 komentarz:
Zgadzam się w stu procentach. Przypadek tej Pani to bardzo zły i czarny PR, zwłaszcza jeżeli chodzi o taki temat jak zaufanie czytelników do bibliotekarzy i bibliotekarek.
Niestety musztarda już dawno po obiedzie, a to, że Pani już w zawodzie nie pracuje nie za wiele pomoże. Informacja poszła w świat.
Prześlij komentarz