9 mar 2019

Molestowanie w bibliotece

Dziś obszerne fragmenty artykułu, który ukazał się w Dzień Kobiet na łamach toruńskiego wydania "Wyborczej":

"Miał je gryźć, obmacywać, wkładać ręce pod sukienki i składać dwuznaczne propozycje. Toruński uniwersytet nad sprawą się pochyla i "dokłada wszelkich starań", żeby wyjaśnić ją jak najszybciej. Miesiące mijają, a poszkodowane i oskarżany codziennie mijają się na korytarzu Biblioteki Głównej UMK, gdzie wszyscy pracują. 
Lipcowa niedziela 2018 r., biblioteka jest nieczynna dla czytelników, ale pracownicy nie mają wolnego – trwa inwentaryzacja zbiorów. Jedna z pracowniczek stoi na niewysokiej drabinie, od tyłu zachodzi ją kolega z pracy (z innego działu, nie powinno go wtedy być w bibliotece. Przyszedł z żoną, której dział wówczas pracował). Wkłada jej rękę pod sukienkę, drugą chwyta za pierś, a zębami wbija się w szyję. Październik 2018. Pokój socjalny, trwa mini impreza urodzinowa. Bierze w niej udział mąż solenizantki. Dosiada się do jednej z koleżanek, zaczyna dotykać ją po rękach, nogach, kierując się ku miejscom intymnym i szeptem zachęca do „wspólnej zabawy”. 
Kobiety zgłaszają sprawę swojej bezpośredniej przełożonej, ta kieruje ją dalej – do dyrektora. Odbywa się spotkanie, także z obwinionym, który miał się na nim przyznać do zarzucanych mu czynów. Kobiety słyszą też, że może powinny mniej się uśmiechać i „puszczać oczko”... Żadne konsekwencje wobec skandalicznie zachowującego się pracownika nie zostają wyciągnięte. (...) W nieoficjalnych rozmowach kolejne kobiety przyznają między sobą, że również padły ofiarą działań tego samego kolegi. Na wycieczkach organizowanych przez uniwersytet, podczas mniej formalnych spotkań (...) dochodzić miało do podobnych zachowań z jego strony. Pokrzywdzone słyszały wtedy m.in. że „życie jest za krótkie, więc trzeba z niego korzystać”, a „żona jest tolerancyjna”.
Doświadczyć tego miało 10 kobiet, niektóre nawet kilka lat wcześniej. Do tej pory większość z nich nie sądziła, że oprócz nich pokrzywdzonych może być więcej koleżanek.
Postanowiły sprawy nie odpuścić – do dyrektora odważają się iść już we trzy. Dyrektor oficjalnie zgłasza sprawę rzecznikowi akademickiemu, którego zadaniem jest polubowne rozwiązywanie sporów pomiędzy studentami, doktorantami i pracownikami toruńskiego uniwersytetu(...). Mediacje jednak nie wychodzą. Pokrzywdzone miały usłyszeć podziękowanie za to, że odważyły się głośno mówić o sprawie, bo mówić o tym należy. I prośbę o wsparcie małżonki kolegi, która pewnie źle się czuje w tej sytuacji, a że dodatkowo zbliżały się święta Bożego Narodzenia, to wszyscy powinni starać się być dla siebie milsi. Dyrektor biblioteki zgłasza więc sprawę jeszcze wyżej (...). Rektor powołuje komisję, która ma się sprawie przyjrzeć. (...) Komisja powołana przez rektora nosi nazwę „do spraw rozpatrzenia zarzutów wobec” (tu pada nazwisko). W jej skład wchodzą cztery osoby: rzecznik akademicki, ekspert prawa pracy oraz dwoje pracowników naukowych z tytułem profesora [trzech mężczyzn i jedna kobieta – red.]. (...) Pierwsze przesłuchania już się odbyły – przed komisją stanęły trzy pokrzywdzone. W sumie zastrzeżenia wobec zachowania swojego współpracownika zgłosiło rzecznikowi akademickiemu osiem kobiet, ale pięć z nich nie zdecydowało się zeznawać. Chcą zachować anonimowość nawet przed komisją. Przypuszczać można, że ze strachu. 
W tekście tym nie ma żadnych nazwisk, ani wypowiedzi pokrzywdzonych – z tego samego powodu. Kobiety ogólnie boją się mówić o molestowaniu – z różnych względów. Przemoc seksualna, co wielokrotnie podkreślają ofiary, jest doświadczeniem uprzedmiotawiającym – czują się bezsilne, poniżone, pokonane. Ponadto nierzadko obawiają się też, że odpowiedzialność za to, co się wydarzyło, zostanie przypisana właśnie im. Dochodzić mogą też lęki o utratę pracy i pensji, przypisanie łatki ofiary oraz ogólnie o złą atmosferę w pracy po ujawnieniu prawdy. 
Kilkakrotne próby dotarcia do oskarżanego nie powiodły się. W końcu udało się go złapać telefonicznie. Po wyjaśnieniu, w jakiej sprawie dzwonię i zapytaniu o zarzuty, które stawiają mu współpracowniczki, powiedział jedynie: – Nie poczuwam się, absolutnie. Przepraszam, muszę już wyjść z pracy. Jeśli komisja uzna, że zarzuty mają podstawy, wówczas grozi mu – w najlżejszym przypadku upomnienie, w najcięższym zaś dyscyplinarne zwolnienie z pracy. W tym momencie zapadła już decyzja, by przenieść go do innej jednostki UMK. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że chodzi o Muzeum Uniwersyteckie.
[Ż. Kopczyńska, Osiem kobiet zgłosiło molestowanie przez kolegę z pracy, link

Brak komentarzy: