7 wrz 2020

Równaj szereg, zamknij mózg

 Są bibliotekarze, którzy nie wiedzą, jakie tytuły nominowane są do Nagrody Literackiej Nike. Są pewnie też tacy, którzy nawet nie wiedzą, że taka nagroda istnieje. Na szczęście jest też cała rzesza bibliotekarzy poszerzających stale swoją wiedzę – jeżdżących na konferencje i szkolenia. Nie mają oni lekkiego życia w bibliotece (...). 

Konferencja, czy szkolenie skrzydeł przydała, bo dobrze jest znaleźć się wśród ludzi, którym jeszcze się chce, robią coś z pasją, dzielą się pomysłami. Kontakty wymienić można. Poznać kogoś, z kim do tej pory jedynie w wirtualnej rzeczywistości spotykało. I wraca bibliotekarz taki natchniony atmosferą spotkania, a tu skała, a raczej beton.

Współpracownicy, tacy najczęściej zasiedziali i zakurzeni, zaczynają spod byka na bibliotekarza spoglądać. Jakby nie konferencja to była, a sodomo-gomoriany wyjazd integracyjny. Jakby nie dokształcać się człowiek jechał, umysł wytężając, a pod palmą kokosową drinki spijał wachlowany przez pięknych młodzieńców (lub dziewczęta, jak kto woli). I na każdym kroku bibliotekarz usłyszy, że oni tu bardzo ciężko pracowali podczas jego nieobecności. Czytaj: musieliśmy robić za ciebie, obiboku. Wyższość swoją będą karykaturalnie przejawiać teraz, by ten ambitny nie myślał, że to jego szkolenie lub konferencja cokolwiek znaczy. Znój ich, pot i krew na froncie codziennych zmagań to jest prawdziwe bibliotekarstwo, a nie jakieś tam teoretyczne popierdółki!

I spróbuj, biedny bibliotekarzu, wcielić w życie jakiś pomysł, który na konferencji przyszedł ci do głowy. Wykpią cię, wyszydzą. Znajdą setki argumentów przeciw każdej, nawet najmniejszej zmianie. Wyjdziesz na jakiegoś kosmitę, próbującego zburzyć ustalony porządek. Przecież zawsze tak było, nie wydziwiaj. Już i tak jesteś na cenzurowanym, bo za dużo robisz, działasz. I ta energia, którą przesiąkłeś na spotkaniu, całe to wzmocnienie zawodowe, ta radość ze spotkania z ludźmi podobnymi do ciebie, uchodzi niczym powietrze z przekłutego balonu. A z takim flakiem nic już się nie da zrobić. Cel osiągnięty. Bo w kombinacie trzeba równać, a nie mierzyć wyżej. 

Veni, vidi, scribi.




1 komentarz:

bibliofobka pisze...

Pracowałam w miejscu, gdzie wyjście wcześniej/przyjście później nie było problemem. Jakoś wtedy ktoś mógł pracować za kogoś, ale gdy dochodziło do rozmów o szkoleniu/konferencji, to nie, niestety nie. A po co to pani?; Nudzi się pani?Ojej, a my tu same zostaniemy, tak nie może być. Pamiętaj, Evo, że w Polsce nie ma kultury pracy. Nie wypada się rozwijać ani chcieć więcej. Poza tym te fanaberie powodują, że stajesz się konkurencją dla córeczek, sąsiadek i kuzynek królika, które mają swoje cieplutkie posadki w biblio, przychodzą do pracy albo nie, a pensja, zapewne znacznie wyższa od twojej, wpływa na ich konto. W mojej bibliotece na szkolenia chodzili tylko wybrańcy, podejrzewam zresztą, że nic z tych szkoleń nie wynosili, raczej po prostu się z nich urywali (wzięłam kiedyś dzień wolny na konferencję, gdzie spotkałam koleżankę z sąsiedniej filii, która na tę konferencję została wysłana przez dyrekcję - dość szybko się z niej ulotniła, tłumacząc to złym samopoczuciem). Więc, albo zaciskasz zęby i dokształcasz się za własne pieniądze, odejmując sobie od ust - taka prawda - a nuż, może kiedyś zostaniesz doceniona i dostrzeżona, albo szukasz czegoś nowego. A z własnego doświadczenia wiem, że eksbibliotekarz na rynku pracy nie ma lekko, zresztą takie, a nie inne postrzeganie naszej pracy nie wzięło się znikąd.