3 maj 2021

Wierna czytelniczka

 Pierwsze moje skojarzenie z Anną Milewską to rola Klementyny Zawidzkiej w filmie "Szaleństwa panny Ewy", który to film widziałam wielokrotnie. Niezwykłą popularność przyniosła aktorce rola w serialu "Złotopolscy". Byłam ciekawa na ile odtwarzane role są odzwierciedleniem osobowości aktorki i dlatego sięgnęłam po jej biografię, autorstwa dziennikarki i podróżniczki Anny Binkowskiej. 

Przyjaciele, aktorzy z plany, reżyserzy zgodnie opowiadają że aktorka jest "dobrotliwa, cudowna, wesoła". Postrzegają ją jako "niezwykłą, uroczą i niekonfliktową osobę", od której "bije ciepło, mądrość i poczucie humoru".  Miła, sympatyczna, nietuzinkowa, wszędzie wzbudzająca sympatię, nie narzucała się reżyserom, nie zabiegała o role:

"Zwykle obsadzano mnie w rolach łagodnych postaci. Blondynka o spokojnym głosie, kobieta krucha, pełna ciepła i nieśmiała to wizerunek, na który zapracowałam sobie udziałem w wielu filmach, a później serialach". 

Reżyserzy raczej nie widzieli jej w roli kobiet, które po trupach idą do celu, choć ku zaskoczeniu widowni kilka razy wcieliła się w czarny charakter. Grała "piękne, szlachetne damy z zasadami, właściwą postawą, które znały język francuski i subtelnie trzymały filiżankę z prawdziwej porcelany. Nikt nie myślał, żeby powierzać jej role złych, złośliwych kobiet" - wspomina jedna z reżyserek. Denerwowała się jedynie, gdy reżyser nagle zmieniał dialog, scenę: "Zawsze musiała wiedzieć, co i jak. Takie sytuacje [gdy nie jest przygotowana] ją irytowały, ale Ania to klasa facetka!" - mówi o niej jedna z reżyserek. Współpracownicy doceniają jej niesamowitą wrażliwość językową. Na pytanie jak udała się impreza odpowiadała "jedwabiście". Przypadła mi do gustu jedna z figur stylistycznych autorki: "Proszę mnie natychmiast opuścić, tu nie wolno być!". 

A. Binkowska, Mogłam sobie pozwolić... Historia Anny Milewskiej, Warszawa : Edipresse, 2019. 


Nie znajdziemy jednak w tej biografii szczegółowego omówienia ról, czy drobiazgowego opisu lat dziecięcych. Można książkę "Mogłam sobie pozwolić..." nazwać biografią miłości. Miłości niemal bezwarunkowej. Taki rodzaj interpretacji narzuca już pierwszy rozdział biografii, gdzie autorka opisuje okoliczności w jakich aktorka poznała swojego przyszłego męża - Andrzeja Zawadę (pioniera himalaizmu zimowego). Co ciekawe, aktorka od razu wiedziała, że to ten jedyny. Jedna z z przyjaciółek obojga wspomina: 

"Jako małżeństwo wspaniale się uzupełniali. Każde z nich uwzględniało przestrzeń drugiej osoby. Była to wyjątkowo dobrana para, na życie (...). Spotkały się dwie wspaniałe osobowości i potrafiły się ułożyć, co jest dosyć rzadkie, zwłaszcza gdy każdy jest bogiem na swoim słońcu. Upływające lata umacniały ten związek, a nie osłabiały". 

Z opisu autorki wyłania się niezwykła relacja, nacechowana niebywałą wyrozumiałością i czułością.  Para nie miała dzieci:

"Najpierw ja nie chciałam, potem chciałam. Najpierw nie było warunków, potem były. Ale wtedy dużo grałam, byłam oporna. I już nie wyszło. Zresztą nie nadaję się do wychowywania. Bardzo lubię dzieci, ale na krótko. Nie mam cierpliwości. Nie mam zresztą też specjalnych wspomnień z moimi siostrzeńcami, kiedy byli dziećmi". 

Miało to - jak wspomina przyjaciółka obojga - wpływ na małżeńską relację:

"Byli absolutnym ewenementem jako para, mieli bezwzględną akceptację własnej, odrębnej działalności (...). Olbrzymi wpływ na ich relacje miał brak dzieci. Dzieci budzą emocje, zwłaszcza u kobiety, głównie strachu o zapewnienie im bytu. Kobieta staje się bardziej zaborcza. U nich tego nie było". 

Siostra aktorki mówi wprost: "uczuć rodzinnych nie ma zbyt wykształconych, nie można mieć wszystkiego". 

 W biografii znajdziemy też wątek z biblioteką:

"Swego czasu Anna była wierną czytelniczką biblioteki nr 17, przy ulicy Śmiałej, przy której mieszkała. Po śmierci męża bywała tam w innej roli. - Zanosiłam tam w darze książki, kiedy likwidowałam naszą sporą bibliotekę. Wtedy pochłaniało mnie całkowicie pisanie naszej małżeńskiej biografii". 

Przy przeprowadzce aktorka musiała pozbyć się "olbrzymiej biblioteki" męża: "Nie wyrzucałam książek na makulaturę, szukałam adresów bibliotek i oddawałam je". 

."Mogłam sobie pozwolić..." to biografia ciekawa, którą dobrze się czyta. Nie przytłacza tu nadmiar faktów czy dat. Miałam jednak wrażenie, że momentami autorka jakby na siłę próbowała zaprzeczyć stereotypowym wyobrażeniom na temat aktorki, wyłaniającym się z granych ról. Duży akcent położyła na pozamałżeńskie, mocno zażyłe kontakty z kobietami męża aktorki, czy przygody z paleniem różnych substancji. Choć rozumiem, że to pierwsze było w pewnym sensie niezbędne do ukazania tła miłości aktorki i himalaisty. 


Brak komentarzy: