3 mar 2010

Nie czuję się gatunkiem na wymarciu

Różnie można sobie podnieść ciśnienie. Na przykład oglądając swój odcinek z wypłatą albo zaglądając do "Bibliotekarza" (2/2010), a konkretnie artykułu "Dlaczego giną bibliotekarze?". Tak krzywdzącego i stereotypowego wywodu nie czytałam dawno. Autor ubolewa tam nad zanikiem modelu "prawdziwego bibliotekarza", a raczej bibliotekarki. Prawdziwa bibliotekarka to taka, która "niekoniecznie dałaby się namówić na wybieg dla modelek, ale która [była w bibliotece] od zawsze". Pobrzmiewa w tym echo akcji bibliotekarek ze Szczecina i krytyka tego, jakże przydatnego w walce ze stereotypem, działania. Dalej autor artykułu powątpiewa w skuteczność akcji "Cała Polska czyta dzieciom" w sferze przywiązania do lektury książki. "I te półgodzinne dzieci za 15-20 lat stworzą ruch społeczny jak jakaś Partia Kobiet czy Obrońców Ślimaków Maszerujących przez Węzły Autostradowe, i czy ten ruch będzie się skutecznie domagał budowy nowych, pięknych bibliotek?". Nie, nie będą się domagały, bo nie taki będzie cel tego typu ruchów. Poza tym Partia Kobiet, jak sama nazwa wskazuje, to partia. I ten argument wydaje mi się naciągany. "Prawdziwi bibliotekarze" to też tacy, którzy wybierają ten zawód przez "umiłowanie książek", "zapał" i "obojętność na zapisy w tzw. siatce płac" . Tak jakby teraz najważniejszym magnesem przyciągającym do zawodu były pieniądze. I naprawdę potrzeba nie lada zapału i miłości do słowa drukowanego, by mimo siatki płac w zawodzie tym pozostać. "Prawdziwy bibliotekarz to ktoś, kto czyta książki", ale "nową generację bibliotekarzy obowiązują zupełnie inne standardy". To znaczy, że bibliotekarz już nie czyta? I nie jest mu to potrzebne w pracy z czytelnikiem? Najwyraźniej, bo "bibliotekarze dobrze znający literaturę piękną i popularnonaukową zostali ze swoją znajomością książek całkowicie zmarginalizowani", zaś "młode pokolenie na ogół żyje już czymś innym". Niewielkie mam doświadczenie pracy w bibliotece publicznej. Jednak nie do pomyślenia było dla mnie by ograniczyć pracę tam do bezrefleksyjnego odnotowywania na kontach kolejnych pozycji. Punktem honoru była znajomość tego co dzieje się na rynku księgarskim, zakupionych do biblioteki nowości. Jeśli nie znałam pewnych lektur, nawet z kanonu literatury światowej, zawsze sięgałam po wiedzę bardziej doświadczonych koleżanek i kolegów. Znałam życiorysy niektórych, szczególnie starszych czytelników, którzy przy okazji wizyty w bibliotece opowiadali mi historie ze swojego życia, których słuchałam z ciekawością. Czytelnik nigdy nie był kolejnym numerem karty bibliotecznej i takie nastawienie przeniosłam do biblioteki naukowej, co może dziwić, bo to właśnie miejsce, gdzie młodzi ludzie przenoszą swoje zachowania z placówek handlowych i chcą być obsłużeni szybki i sprawnie. Niemniej nie czuję się gatunkiem na wymarciu i nie zgadzam się na takie przedstawienie młodych bibliotekarzy, jakie znalazło swój wyraz w omówionym tu artykule. I nie wystrój tworzy nastrój (autor artykułu proponuje urządzić bibliotekę w stylu średniowiecznego skryptorium lub biblioteczki pałacowej-już widzę minę dyrektora placówki, którym przedstawia się taki pomysł i jego kosztorys) w bibliotece, a pracujący tam ludzie-bez względu na wiek i doświadczenie.
p.s "Wytworzyła się klasa oglądaczy filmów wyłącznie w domach - z kaset zakupionych lub wprost ściągniętych z sieci"- kto dziś ogląda filmy na kasetach? Ok. Czepiam się...

12 komentarzy:

anieess pisze...

Wow! Mocno napisane, ale dobrze, że odezwałaś się w tym krzywdzącym nas temacie. A kimże jest szanowny pan autor artykułu? Podaj nazwisko, niech wszyscy wiedzą :) A ja uderzam do czytelni po bieżący nr "Bibliotekarza"...

Anonimowy pisze...

Widzę, że ciśnienie rzeczywiście podskoczyło :D Aż sobie zajrzę do tego numeru.

Eva Scriba pisze...

Autorem artykułu jest p. Ryszard Turkiewicz, emerytowany wicedyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej we Wrocławiu i członek Komitetu Redakcyjnego "Bibliotekarza".
Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam :))

Małgorzata pisze...

O proszę, tak by chciał nas widzieć pan Ryszard? Zachęciłaś mnie do zapoznania się z owym artykułem. I coś czuję, że również nie bardzo przypadnie mi on do gustu. :|

Anonimowy pisze...

Napiszę jeszcze mocniej - Turkiewicz to człowiek który nie ma życia i nie może pogodzić się z tym, że już niewiele znaczy w bibliotekarstwie, co skutkuje tym, że pcha się wszędzie gdzie go nie chcą, pisze mało wnoszące i niemerytoryczne artykuły, rozsyła po bibliotekach jakieś dziwne maile, wszystko i wszystkich krytykuje, a obecnie urzędujący dyrektorzy wrocławskich bibliotek biją przed nim pokłony. Chora sytuacja.

Eva Scriba pisze...

Bardzo się zdziwiłam, że ktoś w ogóle chciał to opublikować. Działa to raczej demotywująco na chęć publikowania czegokolwiek na tym akurat forum.

sygnaturka pisze...

A my, kurczę, jeszcze nie dostaliśmy tego nr-u do biblioteki, no! Czekam, czekam i z pewnością przeczytam...

anieess pisze...

tak, mnie też Evo dziwi, że ktoś zechciał opublikować ten artykuł...

Anonimowy pisze...

Wrocław wstydzi się za pana Ryszarda ...
Pozdrawiam :)
Fiolanda

sygnaturka pisze...

Ja słyszę coraz więcej opinii, że "Bibliotekarz" drukuje wszystko, co się nawinie. Czasem też mam takie wrażenie... I już sobie przypomniałam, dlaczego nie mamy tego numeru - bo zrezygnowaliśmy z prenumeraty :D Na rzecz innego periodyku.

Irena pisze...

Przeczytałam właśnie książkę Elżbiety krzeminskiej "Ptaki bogini mądrości", autorka była podwładną autora cytowanego artykułu. Nie ma o nim dobrego zdania. Pan ten napadł w swoim tekście na łamach "Poradnika B." także na mnie. Bo napisałam opublikowany tamże (PB 6/96) tekst pt.: "Biblioteka publiczna w dzikim kapitaliźmie".
On uważa, że "bibliotekarze to ja", "najzdolniejszy to ja", "zawsze mam recję" itp...
No i katuje swoje byłe podwładne, aby mu organizowały spotkania autorskie. Nie chcą.

Eva Scriba pisze...

Artykuł chętnie odgrzebię w naszym archiwum i przeczytam, tytuł zachęcający. Pozdrawiam ciepło wszystkie zgnębione.