Dariusz Czaja w eseju Ślady katastrofy [polecam cały zbiór: Lekcje ciemności] pisze: Nie jest wcale pewne, czy to my, świadomie i intencjonalnie, wybieramy obrazy, które idą później z nami przez życie, czy to raczej obrazy wybierają nas. Kiedyś obstawiałem pierwszą opcję, teraz bliższa prawdy wydaje mi się druga. Zwykle dzieje się to z zaskoczenia. I to zazwyczaj wtedy, kiedy jest się najmniej przygotowanym. To jest doznanie natury fizycznej. Nagle czujesz, że ktoś ciągnie cię za rękaw. I każe patrzyć. Może więcej: wlepiać wzrok. Dalej pisze o tym, jak jeden z obrazów Bacona zawłaszczył go, miał poczucie bycia wciąganym w przestrzeń tego obrazu, z wręcz hipnotycznym odrętwieniem. Obraz wrzynał się w mózg, poruszał, obezwładniał. Mam tak z fotografiami F. W niektórych, jak w tej prezentowanej poniżej, wręcz zamieszkuję a fizyczne spektrum wrażeń, które mi towarzyszy zmienia się - subtelnieje lub wyostrza - w zależności od stanu ducha/duszy. Trudno to zresztą wytłumaczyć słowami - parafrazując Czaję - gdyby dało się precyzyjnie oddać słowami znaczenie zdjęć [w tym przypadku obrazów F.], one same byłyby już niepotrzebne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz