8 maj 2013

Majówka Extreme

Wystarczyły dwa pracujące dni, a już zapomniałam że w ogóle był jakiś długi weekend. Tym bardziej, że była to przygoda ekstremalna (majówka, chociaż powrót do pracy też w zasadzie...).  Może nie od razu skok Felixa Baumgartnera, ale za pan brat z żywiołami. Postanowiliśmy z MG. pojechać sobie na Ślężę. Miałam się doenergetyzować przed egzaminem i malować mandale, jako że ta góra to naturalny czakram posiadający moce nieprzeciętne. I rzeczywiście wstrząsały mną dreszcze. Tyle tylko, że z powodu zimna. Przez niemal cały pobyt - wypogodziło się dopiero w dzień wyjazdu - lało, było zimno a w mgle trudno było się odnaleźć. Zresztą zgubiliśmy się w okolicach czakramu, mimo że byliśmy na wyciągnięcie ręki. Sądzę, że wpadłam w jakąś pętlę czasoprzestrzenną. A wchodząc pod górę nadwyrężyłam sobie ścięgno, ledwo docierając do schroniska - przemoczona mimo odzieży ochronnej i zziębnięta. Jak mi wtedy smakowały pierogi z paczki! A grzane wino to prawie nektar bogów był! Jak tak człowiek w dupę dostanie od natury, to się potem cieszy ze zdobyczy cywilizacji, oj cieszy. 


Jezioro powstałe po kopalni


Zamek Górka

Znikam we mgle

Tu jeszcze sprawna noga

To nie potok, to szlak pieszy

2 komentarze:

papryczka pisze...

No to gratuluje wyprawy! Jak napisałaś o dziurze w czasoprzestrzeni natychmiast mi się wyświetlił kadr z Pikniku pod Wiszącą Skałą. Brrr
My pojechaliśmy na dwa dni do Wrocławia. Odwiedzić kuleżankę blogową Mag i pobawić się na koncertach w piątek. Tylko wyjechaliśmy z Zielonej Góry padać zaczęło i nie przestało przez dzień cały i noc całą. Dawno nie byłam tak mokra. Ale i tak było fajosko. Oczywiście w dniu wyjazdu piękne słońce! A co!

Eva Scriba pisze...

No, to miałaś mały Przystanek Woodstock! ;)) Pozdrawiam cieplutko.