27 paź 2013

Wstydzę się, że nie przeczytałam...

To tytuł nowego cyklu na portalu Lubimy czytać, gdzie pisarze opowiadają z jakich względów nie sięgnęli do pozycji z literackiego kanonu. A ponieważ mnie nikt nie przepyta, zaczęłam pytać samą siebie czy wstydzę się, że czegoś nie tknęłam. I dochodzę do wniosku, że tego wstydu we mnie coraz mniej. I że jeśli czegoś nie czytam to nie z lenistwa. Każda książka ma swój czas. Być może pewne tytuły pozostaną dla mnie nieodkryte. Dochodzę do wniosku, że  najlepiej zaufać intuicji, sięgając po lekturę. Nic na siłę. Aby się w słowach umościć, a w fabule odnaleźć książka musi być odpowiedzią na wewnętrzną potrzebę. Przyciągać. To dlatego czasem przerywam lekturę, by oddać się innej, bo ta akurat bardziej współgra z tym co mam w głowie, czy w duszy. Zawiera odpowiedzi, pytania albo wskazówki do dalszej drogi. Zmusza do zatrzymania się albo zastanowienia. Czasem do którejś trzeba wrócić i odkryć na nowo, bo nie trafiła we właściwy moment. Ostatnio np. próbowałam przeczytać ponownie Rok 1984, ale nie zawierała już ta książka tak silnego ładunku emocjonalnego jak piętnaście lat temu. Wtedy był jej w moim życiu czas.

Nie wstydzę się, że nie przeczytałam - może jeszcze przeczytam...

3 komentarze:

Basia Pelc pisze...

Wstyd to tylko kraść!!!

Eva Scriba pisze...

Racja! :) Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam.

sygnaturka pisze...

Też tak mam :) Na mnie czeka na przykład "Mistrz i Małgorzata"... wiem, wiem, podobno cudowna, ale... ja nie daję rady :/