29 lis 2013

Zdążyć przed katastrofą

Uwielbiam książkę Miedzianka. Historia znikania. Takim samym uczuciem darzę Excentryków Kowalewskiego i Północną drogę Elżbiety Cherezińskiej.  Choć tak różne, mają wspólny mianownik w postaci świata, który już nie istnieje, nie wróci. Są jak zatopiony w bursztynie owad, stare zdjęcie znalezione na strychu. Budzą we mnie jakieś wzruszenie nad chęcią pochylenia się nad przeszłością - naukowe książki historyczne już takowych emocji we mnie nie wzbudzają, żeby była jasność ;)
Ostatnio trafiłam na opowieść w podobnym co Miedzianka tonie. To książka Michała Kruszony Huculszczyzna. Opowieść kabalistyczna. Książkę wypełnia wiele ciekawych, splecionych ze sobą, niczym kolorowy kilim, wątków. Z tej książki dowiedziałam się m.in. dlaczego Vlad Palownik (Dracula) był tak okrutny w swych poczynaniach. Poznałam też postać Romana Vishniaca - fotografa. Ale oddaję głos autorowi książki [pisownia oryg.]:

Wybitny fotograf Roman Vishniac podróżował w latach trzydziestych XX wieku po całej Europie Środkowej, dokumentując na kliszach kodaka świat przed zagładą. Vishniac przeczytał Mein Kampf Hitlera i zrozumiał z tej antyksiążki więcej niż jego bracia w wierze. Ci ostatni nie chcieli zresztą czytać utopijnego, jak myśleli, paszkwilu. Wiedział, że zbliża się katastrofa, która zmiecie z powierzchni ziemi Jidyszland. Efektem jego podróży stał się między innymi album Vanisched World
Vishniac dotrł w swych podróżach do Karpat wschodnich, gdzie w wiosce Vrchni Apsa, założonej przez Żydów uciekających niegdyś przed krwawymi pogromami w czasach powstania Chmielnickiego, mógł bez problemu robić zdjęcia. Nie znano tam aparatu fotograficznego i nie budził on w mieszkańcach  większego zainteresowania.  

wieś Vrchni Apsa

Mieszkaniec wspomnianej wsi


Jedną z jego prac możecie kojarzyć z okładki książki I była miłość w getcie. To zdjęcie zrobiono akurat w Warszawie, w 1939 roku. Przedstawia dziesięcioletnią Sarę, dla której ojciec namalował na ścianie kwiaty - jedyne jakie odtąd oglądała. 


Więcej fotografii można obejrzeć na tej stronie, z czego się akurat bardzo cieszę, bo wspomniany album nie jest niestety dostępny, a zdjęcia opanowały mnie bez reszty. 
I na koniec jeszcze zdjęcie trochę książkowe


Brak komentarzy: