7 sty 2019

Biblioteka to koło ratunkowe

Tytuł posta jest jednocześnie tytułem rozdziału najnowszej książki Reginy Brett "Mów własnym głosem. 50 lekcji, jak głosić swoją prawdę". Pierwszą wydaną w Polsce książkę tej autorki szczerze polecam. Jeśli jednak chodzi o nowy tytuł to... nie mogłam się doczekać kiedy dobrnę do końca. Szczególnie początkowe rozdziały wydały mi się napastliwie dydaktyczne... To dziwne, bo powinnam zachwycić się książką traktującą o mocy słowa. Podobało mi się jedynie kilka końcowych rozdziałów (a raczej lekcji), gdzie autorka zawarła rady dotyczące pisania. Książka bardzo mnie zmęczyła - niektóre przykłady wydawały się nie mieć końca, zdarzały się powtórzenia, a historie zamiast podnosić na duchu, powodowały, że czułam się źle po ich przeczytaniu. W wielu miejscach nie zgadzałam się z perspektywą autorki (np. porównywanie się jako pociecha w cierpieniu). Jeśli traficie na ten tytuł, podzielcie się wrażeniami w komentarzu. 

R. Bertt, Mów własnym głosem. 50 lekcji jak głosić swoją prawdę, przeł. Olga Siara, Insignis Media, Kraków 2018. 

Z kronikarskiego obowiązku pozwolę sobie przytoczyć fragmenty rzeczonego rozdziału:

Najwspanialszym prezentem, jaki kiedykolwiek dostałam od rodziców, była karta biblioteczna. Dzięki temu kawałkowi pomarańczowego plastiku z maleńkim metalowym czipem identyfikacyjnym mogłam wybrać się w podróż dookoła świata. Nadal pamiętam zapach nowych książek na wystawie w dziale dziecięcym Biblioteki im. Reeda w Ravennie. Nigdy nie zapomnę, jak skradałam się po schodach do sekcji dla dorosłych na pierwszym piętrze, żeby czytać historie bez obrazków. Wciąż czuję ciężar stosu książek, z którym wychodziłam z biblioteki. Zabierałam ich do domu tyle, ile zmieściło mi się pod brodą. Tata podwoził nas do biblioteki, a kiedy wracał po godzinie, ja i moje rodzeństwo dźwigaliśmy do samochodu naręcza książek - bilety, dzięki którym świat stał przed nami otworem
Niektórzy uważają, że w dobie internetu biblioteki straciły znaczenie. Co za pomysł (...). Biblioteka działa jak okno na świat (...).  Miejscowa biblioteka była centrum naszego świata (...). W domu brakowało pieniędzy na książki, ale mogliśmy je wypożyczać w bibliotece. Za darmo. Jestem wdzięczna każdemu podatnikowi, dzięki któremu miałam dostęp do książek, i każdemu podatnikowi, który zapewnia go moim i twoim wnukom (...). 
Biblioteki to magiczna przestrzeń (...). Strażnicy tej przestrzeni - bibliotekarze - też mają w sobie coś wyjątkowego.  Uczą nas od wczesnego dzieciństwa szanować dorosłych, książki, ciszę i siebie nawzajem. Dobrze się czuję wśród innych czytelników w bibliotece (...). Biblioteki należą do nielicznych miejsc, gdzie wciąż panuje poczucie wspólnoty (...). Biblioteki są też oazą wolności słowa, która należy do najcenniejszych zdobyczy ludzkości. 
Pewien pracownik biblioteki opowiedział mi, jak starsza kobieta z silnym wschodnioeuropejskim akcentem zapytała go, ile książek może wypożyczyć. "Na swoją kartę może pani wypożyczyć do pięćdziesięciu książek". Spojrzała na niego zdumiona. "Nie mówię dobrze po angielsku. Chciałam się dowiedzieć, ile mogę wypożyczyć książek naraz". "Mówi pani bardzo dobrze - zapewnił i powtórzył: - Może pani wypożyczyć do pięćdziesięciu książek". "Pięćdziesięciu?" - powtórzyła z niedowierzaniem, a potem z wdzięczności przeżegnała się i złożyła dłonie do modlitwy. Biblioteka to nie luksus. To koło ratunkowe.  
 

Brak komentarzy: