13 lip 2020

Przebudzenie bibliotekarki

Prudencia Prim jest "specjalistką w zakresie bibliotekoznawstwa i sztuki średniowiecznej", pracującą na co dzień w urzędzie. Młoda kobieta odpowiada na ogłoszenie o pracę w charakterze bibliotekarki w prywatnej bibliotece. Trafia do uroczej, spokojnej miejscowości San Ireneo. Jej zadaniem jest uporządkowanie starego księgozbioru pana domu, zwanym przez całą opowieść "mężczyzną z fotela". Mężczyzna udziela prywatnych lekcji dzieciom z miasteczka. Opowieść koncentruje się na wymianie poglądów na różne tematy między bibliotekarką a jej pracodawcą. Czytelnik dowiaduje się, że Prudencia jest przeciwna małżeństwu i uważa je "za instytucję bezużyteczną, w dodatku w stanie coraz większego upadku". Poza tym twierdzi, że dzieciństwo dziewczynki pozbawionej lektury książki Małe kobietki jest "jałowe jak pustynia". Bibliotekarka "kocha czystość i porządek, kocha piękno" oraz uważa siebie za kobietę "zdrową psychicznie i cudownie niezależną". Poznaje kolejno mieszkańców miasteczka - między innymi właścicielkę księgarni Virginię Pille. Księgarni niezwykłej, w której unosi się zapach rosyjskiej herbaty ze srebrnego samowara, a stare drewniane stoły i pomalowane na niebiesko regały zarzucone są książkami. 

N. S. Fenollera, Przebudzenie senority Prim, Warszawa : Wydawnictwo Amber, 2015. 
Lektura tej książki zajęła mi blisko miesiąc, przerywana skokami w bok w kierunku bardziej porywających fabuł. Powieść jest po prostu nudna. Autorka popisuje się erudycją i wypycha swoją opowieść wtrętami z lektur o których nie słyszał chyba żaden bibliotekarz (choć może się mylę), traktując przeciętnego czytelnika, szukającego miłej, pogodnej lektury, jak głupka. Żadnych emocji, wciągających wydarzeń, interesujących postaci - bohaterowie jak wycięci z kartonu i do tego przemądrzali. Ledwo wyczuwalny jest klimat XIX-wiecznych powieści - niech Was jednak to nie kusi. Lepiej już sięgnąć po powieść z tamtych czasów (wydawnictwo MG wydało ostatnio powieści Wilkie Collinsa) niż zadowolić się takim erzacem. 

1 komentarz:

Buksy pisze...

Ha, dokładnie takie same miałam wrażenia przy czytaniu tej książki. Zepsułam sobie nią kiedyś kawałek wakacji. A tu proszę, znów ją widzę, i to w kolejnym wydaniu.