Historię przeniesioną na ekran w 1982 roku przez Jerzego Hoffmana znają niemal wszyscy. Różniącą się od literackiego pierwowzoru, opowieść o znakomitym chirurgu, powtarzaną w każde święto można chyba nazwać dobrem narodowym. Chciałam ją porównać z najnowszą wersją, przy czym tu postanowiłam trzymać się zasady "najpierw książka, potem film". Co ciekawe jednak "Znachor" w zamyśle autora powstał jako scenariusz filmowy właśnie, a odrzucony - został powieścią. Powieścią początkowo publikowaną w odcinkach, która nie miała być niczym więcej jak romansem - wyciskającym łzy i podnoszącym na duchu. I taka też jest ta powieść - napisana niezwykle przystępnie, z bohaterami nakreślonymi dość czytelną i przewidywalną kreską, nie stroniąca od ckliwości i banału.
|
Tadeusz Dołęga-Mostowicz, Znachor, Warszawa : Wydawnictwo MG, 2015. |
Z kronikarskiego obowiązku przytoczę jeden fragment, dotyczący lekturowych zwyczajów pana Czyńskiego:
"Codziennym zwyczajem pocałował żonę w rękę i w czoło i poszedł do siebie. Po kwadransie był już w łóżku i właśnie zabierał się do czytania Potopu, który przed snem stanowił dlań najniezawodniejszy środek na uspokojenie nerwów, oderwanie myśli od spraw dziennych i błogo kołysał wyobraźnię (...)".
Jeszcze tylko kilka słów o nowej ekranizacji - a raczej należałoby powiedzieć - o nowym filmie dość luźno opartym na wątkach powieści Tadeusza Dołęgi- Mostowicza. "Znachor" w reżyserii Michała Gazdy (znanego głównie z serialowych produkcji TVN) to seria pięknych ujęć i scen, które fabularnie nie przystają do siebie, tworząc nielogiczną i momentami niestrawną mozaikę, a co najgorsze - nie trzymającą się w ogóle obyczajowych i społecznych realiów epoki, w której rozgrywa się akcja. Zresztą nie jest to tylko domena tego właśnie filmu - że nagina się historię i społeczne uwarunkowania tak, by pasowały do współczesnej obyczajowości. Bo w filmie Gazdy Marysia Wilczórowna nie pracuje w sklepiku, a w karczmie i to ona prowadzi motocykl hrabiego Czyńskiego, a w karczmie zarabia na studia, na które w końcu wyjeżdża do Warszawy, gdzie wynajmuje sama mieszkanie. Nowy "Znachor" ani nie urzeka grą aktorską jak poprzednia ekranizacja, ani nie ujmuje przedstawioną historią, bo ta jest tak zmieniona i wykrzywiona, że raczej pozostawia niesmak.