23 sty 2010

Filmowo


Zazwyczaj kobiety, określając mężczyznę, który nie za bardzo jest w ich typie, mówią: "No, sympatyczny jest". I to samo mogę chyba powiedzieć o filmie "Sherlock Holmes". Używając zaś powiedzonka Mo. powiem: "dupy nie urywa". Film zrobiony dobrze, trochę w konwencji teledysku. Ciekawe zdjęcia, dobrze dobrana muzyka i świetnie oddany klimat ówczesnego Londynu. Najbardziej interesujące i zabawne w filmie są dysputy między Holmesem a Watsonem, ale jest ich jak na lekarstwo i przegrywają ze scenami walki. Ciągle zastanawiam się, czy naprawdę potrzeba aż 129 minut, by opowiedzieć tę historię? Chyba nie, tym bardziej, że film sprawia wrażenie emocjonalnie wyblakłego, nie pozwala na zaangażowanie się w fabułę, wniknięcia w opowiadaną historię. Jest tym, czym ma być - zapełniaczem czasu, pozwalającym na chwilę (niestety za długą) oderwania od rzeczywistości. Raczej odradzam. Polecam zaś "Granice miłości" z rewelacyjnymi w swych rolach Kim Basinger i Charlize Theron.
Mozaikowa fabuła wciąga w świat, gdzie miłość daje spełnienie ale jednocześnie jest największym nieszczęściem. Film może nieco przewidywalny, ale nie nudny, stawiający pytania o to, czy możliwa jest bezwarunkowa miłość i czy można wymagać od drugiej osoby miłości "mimo wszystko". To także klimatyczna opowieść o tym, jak trudno jest uciec od przeszłości.


[Konkurs trwa, dziękuję za zainteresowanie. :)]

3 komentarze:

Kefas pisze...

a to o to chodzi z tym sympatyczny jest??

qrwa;/

Eva Scriba pisze...

Kefasie, przykro mi to pisać, ale Ty nie jesteś sympatyczny, jesteś wrrrr... ;P

sygnaturka pisze...

Obejrzałam wczoraj Holmesa i przyznaję Ci rację - dobrze, że nie poszłam do kina, o żałowałabym wydanych pieniędzy. Momentami mozna się posmiać, ale bez przesady. Prawda z tym urywaniem... ;)