Nie będę pisać po raz kolejny o tym, że zarobki bibliotekarzy bardzo często, jeśli nie zawsze, nijak się mają do ich wykształcenia, wiedzy i doświadczenia. To wiedzą wszyscy, no może poza rządzącymi - bibliotekami i tym krajem.
Zadzwoniła do mnie ostatnio czytelniczka z pytaniem, czy mamy w bibliotece streszczenia. Nie lektur szkolnych. Książek. Proszę jaki dobry sposób na dorobienie do marnej pensji. Czytamy przecież szybko, prawda? Więc to żaden problem dla nas skondensować w przystępny skrót to, co akurat przeczytamy i odsprzedać to strasznie zapracowanemu i skupionemu na plotkach ze świata celebrytów studentowi. A tak na poważnie - przeraża mnie ta kultura instant. To czekanie na maksymalny efekt, przy minimalnym wysiłku. Wszystko na teraz, już. Bez głębi, naskórkowo. Nie pamiętam, bym kiedyś kopiowała fragment słownika, czy encyklopedii - teraz to norma. Zapytaj studenta o fiszki, to odpowie pytaniem czy to coś z ryby. Z westchnieniem zabiera z lady pokaźną objętościowo książkę, którą najchętniej wymieniłby na szesnaście stron wypunktowanej treści. Skutki wybiórczego przyswajania treści są znane. Utrudnia to między innymi komunikację. Czasem nawet mam wrażenie, że jestem z innej planety. Bo, że z innej epoki, to na pewno.
3 komentarze:
Ten screen to na serio? Zadziwiające. We mnie tli się iskierka nadziei, że to jednak żart.
Żenada, panie, żenada...
Oczywiście, że to żart, ale pasuje do wpisu ;)
http://aszdziennik.wordpress.com/2014/03/12/mlodzi-zachwyceni-kamieniami-na-szaniec-43-proc-chcialoby-zeby-powstala-ksiazka-na-podstawie-filmu/
Prześlij komentarz