Właśnie skończyłam czytać pierwszą powieść w tym roku. I jeśli przyjąć, że jaka pierwsza książka, taki cały czytelniczy rok, to ten będzie naprawdę wciągający. "Niech będzie wola twoja" to opowieść o Carson Mills - niewielkim amerykańskim miasteczku i jego mieszkańcach. A szczególnie jednym, który - urodzony w szczególnych okolicznościach - staje się wcieleniem Zła, które za sprawą jego złości, gniewu, nienawiści, chęci zemsty i pragnienia wyrządzenia krzywdy, powoli wsącza się w senne dotąd miasteczko. I choć główny bohater wzbudza podejrzenia, to zwycięża początkowo niedowierzanie - w końcu Jon Petersen to sąsiad, ktoś kto wprawdzie jest inny, ale jest częścią wspólnoty. Zaniechanie to będzie miało tragiczne w skutkach konsekwencje.
"Niech będzie wola twoja" to dobra, sprawnie napisana powieść. To też udana próba zdefiniowania zła, które powstaje w człowieku. Wprawdzie drażniła mnie wszechwiedząca moc narratora, opierająca się mocno o moralizatorstwo, ale zabieg to celowy, o czym warto się przekonać. W powieści pojawia się też postać bibliotekarki:
Theresa Turnpike (...) była bibliotekarką, ale wszystkie dzieci borykające się z problemami mogły do niej przyjść, potrafiła uważnie ich wysłuchać, doradzić a czasami, kiedy było to naprawdę konieczne, udzielała im konkretnej pomocy - w postaci pożywnego, ciepłego posiłku, noclegu na jedną lub dwie noce, albo nawet interwencji u rodziny, w merostwie, a w kilku skrajnych przypadkach wręcz u władz (...). Theresa Turnpike taka właśnie była: czytała książki i potrafiła czytać w istotach ludzkich, szczególnie w tych najmłodszych (...). Wszyscy znali jej ogromne zaangażowanie i poświęcenie dla dzieci (...). Działała bezinteresownie, z czystej dobroci i miłości dla innych. Złe języki, twierdziły, że ponieważ Theresa Turnpike nie miała własnych dzieci i nie zdołała uwieść żadnego mężczyzny nadającego się na męża, oddała w całości serce książkom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz