28 gru 2008

O samotności

"-(...) Uważa Pan, że trzeba szczególnych uzdolnień, aby poznać po kimś, że jest samotny? Nie mam na myśli tej samotności, która oznacza pewien sposób życia, szczęśliwą izolację, wieżę z kości słoniowej. Taka subtelna samotność nie musi jeszcze być równoznaczna z zerwaniem ze wspólnotą. Wieża z kości słoniowej może być swego rodzaju tunelem, którym kasztelan w tajemnicy udaje się na spotkanie z ludźmi. (...) Ów kasztelan sam sobie buduje taką samotność. To tylko dekoracja. Do twarzy mu z nią. Ale jest też inna samotność: ta parszywa. Która wysypuje się na skórze jak świerzb, widać ją w spojrzeniu, w chodzie, w ruchach. Którą dostrzegają wszyscy: kobieta, dziecko, kelner. I wszyscy trzymają się z daleka od kogoś takiego. To człowiek niebezpieczny. Żyje poza stadem. Bóg go wypluł ze swoich ust. (...) Ja nazywam to grzeszną samotnością. Wyczuwam ją w ludziach. Niekonieczny jest tu wyrafinowany nos. Taki człowiek wykrzyczy to z siebie po jakimś czasie. (...) Grzeszny jest każdy, kto trzyma się z dala od ludzi. Kto nie współ-czuje z ludźmi. O każdej godzinie. W każdej minucie. (...) Ten kto współ-czuje z ludźmi jest szczęśliwy."

[Sandor Marai, Pierwsza miłość, Warszawa 2007, s. 59-62]

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

a co powiesz na hasło samotny w tłumie?? przeszło 160 "znajomych na n-k", kazdy cie zna, zaproszenia sie na imprezy.. ty idziesz i od pierwszej minutu myslisz co ja tu robie? to jest chyba najgorsza samotność, nie ta najbardziej widoczna, to fizyczne "jestem sam"

a tu mały wierszyk:

Smutek
::: holden :::


Smutno mi...
Tak strasznie smutno...
Nie mam się do kogo przytulić...
Nie mam z kim porozmawiać...
Czuję się tak strasznie samotny...
Czuję się jakbym był jedynym, który przetrwał wybuch jądrowy...
Nie ma nikogo z kim mógłbym porozmawiać...
Nie ma nikogo kto by mnie zrozumiał...
Wkoło pełno ludzi...
Wybuchu nie było...
Nie tutaj...
Wybuch był gdzie indziej...
Wybuch był w moim sercu...
Nie wiem co się stało masą krytyczną...
Może cały ten tydzień...
Za dużo tego wszystkiego...
Gdzie mam szukać ukojenia?
Dokąd zmierzać mam?
Jak długo mam żyć w samotności?
Ja mam już dość tych wszystkich niepowodzeń
Ile razy jeszcze dostanę piaskiem w twarz na pustyni osamotnienia?
Ile razy zakryje mnie fala na oceanie łez?
Ile razy mam się jeszcze podnosić po upadkach?
Ile jeszcze czasu mam żyć w samotności?
Ile jeszcze tego smutku przyjdzie mi znieść?
Boję się że on mnie zaleje...
Boję się że nie wypłynę na powierzchnie...
Boję się tego smutku, który mnie zalewa...
Nie wiem czy wypłynę...
Nie umiem pływać...
Nie ma mi kto rzucić koła...
Smutek mnie zalewa...

PZDR, KEFAS

Eva Scriba pisze...

Zgadzam się z Tobą, ale gdyby tak naprawdę wgryźć się w pojęcie to okazało by się, że człowiek mimo usilnych prób oswojenia samotności, zawsze będzie sam. Żeby tak naprawdę współodczuwać z drugim człowiekiem ten ktoś musiałby siedzieć w naszej głowie lub sercu, wiedzieć świat naszymi oczyma.