17 maj 2011

Książki świat

To był nawet miły rytuał. Najpierw herbata a potem leniwe przeglądanie stron katalogu i wyszukiwanie ciekawych nowości albo wznowień. Oprócz tego ledwo wyczuwalne poczucie przynależności a nawet elitarności. Poza tym miło jest dostać pocztą coś, co nie jest tylko rachunkiem albo wezwaniem do zapłaty. I tak odbieram pocztę dnia któregoś, nie logując się, a po prostu otwierając kluczem metalową skrzynkę na klatce schodowej (wyjaśnienie dla młodszych czytelników bloga) i oczom mym ukazuje się jakieś dziwo o czerwonym kolorze, taki zeszyt. Myślę sobie, że oto dostałam darmowy program SLD, ale bliżej się przyglądam i znajduje charakterystyczne logo, kojarzące mi się dotąd z zaproszeniem do lepszego świata, świata książki właśnie. Ale co to – obok książek cała masa PZPR tj. Prawdziwie Zbędnych Popieprzonych Rekwizytów z których w absolutny stupor wprawiły mnie poszerzacze do spodni oraz ciekawski pies będący tak naprawdę ceramiczną psią dupą, mającą wystawać malowniczo z ziemi w ogrodzie (patrz zdjęcie). I tak oto zakończyła się moja przygoda z firmą Świat Książki. Kiedy z biegiem lat, z biegiem dni zmienię się w kobietę marzącą o paterze do ciasta i chińskich witrażach za jedyne 19,99, powrócę być może do tej firmy (a tak naprawdę do tej która ją przejęła) i zakupię podświetlaną podstawkę pod komputer z funkcją chłodzenia (mam nadzieję, że do tego czasu dołączą jeszcze aplikację wygrywającą melodię Dla Elizy) dla mojego laptopa, na którym piszę teraz ten tekst, a który tak długo mam nadzieję mi posłuży, bo jak jeszcze trochę pogrzebią przy składkach na emeryturę, to na nowy nie będzie mnie już na pewno stać.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

No, widzę, że w blog został tchnięty nowy duch ;) Brawo!