21 cze 2012

jak próbowałam wyłudzić kredyt

Załatwiam nam na wyjazd Europejskie Karty Ubezpieczenia Zdrowotnego. Zawsze z nadzieją, że się nie przydadzą. Choć w tym roku to nie wiem, bo podobno we Włoszech są rekordowe upały, więc zagrożenie spieczenia się na skwarkę, omdlenia z przegrzania jak najbardziej realne. Moja pierwsza wizyta w oddziale NFZ w poniedziałek zakończyła się sukcesem połowicznym. Ja dostałam kartę, MG. nie. Urzędniczka zadała mi na powitanie sakramentalne pytanie: Kim jest MG.? Zawsze mam w takich przypadkach ochotę odpowiedzieć, że człowiekiem. Jednak pani chodziło raczej o to że ma inne nazwisko czyli nie jest moim mężem prawnie stwierdzonym. I urzędniczka karty nie wydała, bo nie miałam upoważnienia. Mimo, że nie-mąż dowód mi zostawił. Wróciłam tam dziś. Upoważnienie wydrukowane, podpisane, z aktualną datą. Dowód mój i jego jest. Wniosek wypełniłam. A urzędniczka na to, że oprócz upoważnienia do odbioru karty powinnam mieć jeszcze upoważnienie do wypełnienia wniosku! No w tym momencie mogłabym zabić nie tylko wzrokiem. Zamiast tego wzięłam głęboki oddech, policzyłam w myślach do dziesięciu i przyjęłam taktykę na głupka. No, że niby to ja nic nie wiem i ona taka mądra musi mi pomóc. Wyszłam z kartą. Ale czułam się tak jakbym próbowała wyłudzić milionowy kredyt na lewe papiery. I pomyślałam sobie o tych całych zastępach urzędników uważających się za bogów, wykorzystujących nieznajomość przysługujących nam praw. O petentach - wyczekujących swoje na korytarzach. I że to co ja przeżyłam to mały pikuś w porównaniu z tymi, którzy starają się np. o rentę albo zasiłek. Jak bardzo upokarzające musi być proszenie o pomoc, zdanie na łaskę innych. A tu jeszcze napotyka się na mur biurokracji i traktowania z góry. Nie mam chyba żadnego pozytywnego doświadczenia w tym zakresie. Smutne.

1 komentarz:

sygnaturka pisze...

Ja z zaskoczeniem stwierdzam, że coraz częściej napotykam na dobrych i miłych urzędników. Pani w mojej (nowej) administracji, panie w gazowni i elektrowni, gdzie załatwiałam przepisanie danych z poprzedniej właścicielki na siebie. Za to panowie elektrycy mieli wielkiego focha niedawno. Chyba dlatego, że musieli wdrapać się na 4 piętro z drabiną, a naprawa spięcia zabrała im jakieś dwie minuty. Cóż, ćwiczę cierpliwość, uśmiecham się słodko i... jadę dalej;) Obym się w tej jeździe nie przejechała ;P