8 lis 2012

a w szkole...


A. pracuje w bibliotece szkolnej w szkole podstawowej. Bardzo często ma zastępstwa i prowadzi lekcje za nauczycieli innych przedmiotów. W zasadzie nie ma dnia aby nie prowadziła jakichś zajęć - zazwyczaj bez wcześniejszej zapowiedzi.  Zastanawiam się czy jest tak wszędzie - bibliotekarz jako - przepraszam za wyrażenie zapchaj-dziura, bez dodatkowego wynagrodzenia czy słowa chociaż słowa dziękuję. Bez możliwości wykazania się na własnym polu - kiedy A. zorganizowała konkurs dla dzieciaków musiała kupić nagrody książkowe z własnych pieniędzy, bo dyrektorka stwierdziła, że pieniądze na ten cel będą dopiero za kilka miesięcy. 
Ale nie o tym chciałam. A. ostatnio ćwiczyła z pierwszoklasistami pisanie cyfry 4. I kiedy zaczęła zajęcia wszyscy wyciągnęli linijki żeby sobie pomóc. Jest to jakiś znak czasów - ułatwianie sobie wszystkiego, zamiast dochodzenie do celu własnym wysiłkiem i pracą. Smutne to. Pamiętam z własnych szkolnych czasów zeszyty przeznaczone do ćwiczenia pisania właśnie. A. mówi, że oprócz tego dzieciaki nie są w stanie skupić się na dłużej niż 15 minut. I trochę ją to przeraża, bo - jak twierdzi - są to przecież przyszli politycy, prawnicy, lekarze. Mówi też, że są niewychowani - rodzice całą odpowiedzialność za kształtowanie młodego człowieka składają w ręce nauczycieli - a ci nie mają czasu, by zająć się wszystkimi na raz i każdym z osobna. Oczywiście nie można generalizować - są miejsca gdzie jest inaczej, a dzieciaki chcą się uczyć. Chcę wierzyć, że są. 

5 komentarzy:

the_book pisze...

O! U mnie podobnie jest. Zastępstwa i brak kasy na nagrody. Jednym słowem proza życia w bibliotece szkolnej.
Ale trwamy i walczymy :)

pozdrawiam ciepło mimo jesiennej pogody :)

paranoid android pisze...

Dlatego nie zrobiłam specjalizacji pedagogicznej, żeby mi przypadkiem coś nie odbiło :)

A co do drugiej cześci - myślę, że jest w tym trochę przesady, w każdym razie mój syn nie wpadł na to, by 4 pisać z linijką ( i miał zeszyty do kaligrafii). A poza tym jak 6 latek idzie do 1 klasy to wiadomo, że nie usiedzi za długo, ale nasz system szkolnictwa nie jest przygotowany na przyjecie 6 latków do szkoły, nauczyciele tym bardziej, przekonałam się o tym na własnej skórze. Nie znoszę szkoły odkąd mój syn tam poszedł:)

Eva Scriba pisze...

Przyjaciółka, która ma córkę opowiadała że nauczyciele nie traktują dzieci jednakowo - inaczej 6-ścio a inaczej 7-io latki. Jest to chyba jeden z poważnych błędów, aby przyspieszać naukę w szkole bez odpowiedniego zaplecza. Podobnie było z wprowadzeniem gimnazjów. Szkoda tylko, że konsekwencje złego przygotowania ponoszą dzieci.
Dziękuję za komentarze.
Pozdrawiam ciepło.

Anonimowy pisze...

O tym, czy bibliotekarz szkolny jest zapchajdziurą decyduje tak naprawdę dyrektor szkoły i jego stosunek do pracy bibliotekarza. Duża jest oczywiście rola samego bibliotekarza, który - jeżeli się wykazuje i staje na głowie, żeby w bibliotece dużo się działo, może liczyć na to, że nie będzie obciążany dziesiątkami zastępstw (i to bezpłatnych, co jest bezprawne). No ale z kolei jeżeli jest notorycznie wysyłany na zastępstwa - nie ma jak się wykazać. Błędne koło. Tak naprawdę to potrzeba dużo szczęścia - do dobrego dyrektora :)

Eva Scriba pisze...

Mam wrażenie, że moja koleżanka nie jest w pracy szanowana przez panią dyrektor. To bardzo przykre. Zastanawia mnie skala tego zjawiska.
Dziękuję za komentarz.
Pozdrawiam ciepło.