13 lis 2012

Literacka podróż



W sercu kraju, na poletku pana Boga czekałam na Godota. Drżałam ze śmiertelnego zimna na tej ziemi jałowej niczym lochy Watykanu. Gdybym chociaż miała przy sobie blaszany bębenek albo przepaskę z liści by zająć czymś ręce. Z nudy, przeradzającej się momentami w udrękę i ekstazę zaczęłam grę w klasy, kiedy zza czarodziejskiej góry wyłonił się cesarz i jego pomocnik. Z daleka wyglądali jak cienie w raju, eksplorujące nowy wspaniały świat w poszukiwaniu straconego czasu. Droga z zamku, na wschód od Edenu, do tej ziemi obiecanej zajęła im cały rok 1984. Kiedy wreszcie dotarli chcieli zakrzyknąć: Absalomie, Absalomie nie wiedząc że jestem czarodziejką z Florencji. Mając świadomość, że z zimną krwią wtrąciliby mnie do rzeźni numer 5, zamieniłam ich w wilki stepowe. Uciekły pod wpływem zewu krwi a ja czując nieznośną lekkość bytu i chcąc zdążyć przed panem Bogiem udałam się na stację Moskwa Pietuszki, gdzie czekały już pociągi pod specjalnym nadzorem. Wsiadłam do jednego z nich z nadzieją udania się do imperium. W przedziale naprzeciw mnie siedziała znana pianistka i spisywała swoje myśli nieuczesane a na widocznym z okna przedziału peronie stał Ulisses przeżywający tak bardzo pożegnanie z Marią, jakby czekało go sto lat samotności. Cóż, miłość w czasach zarazy nie jest łatwa – pomyślałam. Kiedy pociąg ruszył do przedziału dosiadł się doktor Żywago – pomimo wieku tak młody i pełen życia, że wyglądał jak mały książe. Doktor jechał do sanatorium pod klepsydrą. Miał tam zając się ciekawym przypadkiem pewnego sztukmistrza z Lublina, który cierpi na kompleks Portnoya. Pociąg minął łuk triumfalny i wjechał do doliny Issy, gdzie na stacji wsiadła Lolita oraz Ania z Zielonego Wzgórza. Obie prowadziły folwark zwierzęcy. Pomagał im ojciec chrzestny, ale nie było z tego dużych pieniędzy, dlatego dziewczyny – nazywane czarownicami z Salem – dorabiały sprzedażą obwoźną przeróżnych pachnideł. Pociąg wlókł się jak stąd do wieczności. Moje zniecierpliwienie przeszło w istne grona gniewu, kiedy niespieszne minął zwrotnik Raka. Był zmierzch długiego dnia, kiedy dotarliśmy na archipelag Gułag. Wysiadłam z pociągu i przekraczając cienką czerwoną linię wsiadłam w tramwaj zwany pożądaniem, by kontynuować podróż. Wspominałam swój los utracony i to, co miałam za sobą, a co przeminęło z wiatrem. Szkoda, że nikt na życie nie wymyślił instrukcji obsługi. Czułam się jak kobieta z wydm, którą smaga wiatr przeszłości. Jak buszujący w zbożu minionych zdarzeń. Nie dla mnie inny świat i piękni dwudziestoletni. Bo komu – jak nie mnie – bije dzwon? Pod wulkanem czekał już Ubik. Wymierzając we mnie broń powiedział: żegnaj, laleczko. 

Pierwotnie chciałam zrobić z tego tekstu konkurs polegający na wyszukaniu w nim wszystkich tytułów książek, ale potem pomyślałam, że przecież dla bibliotekarzy to bułka z masłem i trud żaden.

8 komentarzy:

Charlie Librarian pisze...

Świetne! Cud, miód i orzeszki:)

inwentaryzacja krotochwil pisze...

Za Ubika przesyłam buziaka ;)

Eva Scriba pisze...

Zawstydzacie mnie, no doprawdy ;)

Pozdrawiam ciepło.

the_book pisze...

Boskie! Mam dla uczniów taką samą zabawę, ale w wersji młodzieżowej :) Moc pozdrowień :)

papryczka pisze...

Hej hej! coś bardzo podobnego zrobiłam na samym początku pisania bloga a propo wizyty w bibliotece:)

zapraszam:

http://czarodziejskagoraksiazek.blogspot.com/2011/03/mnogosc-swiatow-w-bibliotece.html

Idea jest ta sama:)
Ale mi teraz fajnie idę czytać, bo teraz tak na szybko napisałam żeby się z Tobą podzielić tym podobieństwem:))

papryczka pisze...

No rewelacja moja droga. rewelacja! Lolita co wsiadła z Anią i folwark zwierzęcy. Cha cha cha. Brakuje trzymając się dziewczyńskich klimatów tylko dziewczyn z Portofino, które targałyby pudełko ze szpilkami. Po osiągnięciu wieku dojrzałości dziewczęta owe zamieniłyby się w panny z wilka i zaliczyły upadek człowieka pod Dworcem Centralnym. I tak dalej i tak dalej:)

paranoid android pisze...

Hehe świetnie Ci to wyszło!

Eva Scriba pisze...

Dziękuję :D
Pozdrawiam ciepło.