14 mar 2014

Śniły mi się bordowe dmuchawce [książka Guguły Wioletty Grzegorzewskiej]

Nie pamiętam ile miałam lat, gdy dostałam swój pierwszy słoik. Słoik z dziurkowanym wieczkiem do łapania pszczół. Sam akt nie wydawał mi się wtedy czymś nagannym - po wyłapaniu wszystkich możliwych liczyłam je przecież i wypuszczałam. Chodziło o to, by pokazać tym wstrętnym chłopakom, że dziewczyna może być w tym dobra. Gdyby istniały mistrzostwa świata w łapaniu owadów do słoika, tytuł czempiona miałabym w kieszeni. Byłam mała, sprytna i zwinna, więc łapałam ich najwięcej. Więcej od starszego kuzyna, któremu nie mieściło się w głowie, że ta młodsza to potrafi. 

Przypomniał mi się ten dzień, gdy czytałam książkę Guguły Wioletty Grzegorzewskiej. To zapis dojrzewania dziewczyny z mojego pokolenia, więc miałam wrażenie, jakby autorka książki wyciągnęła na światło dzienne kilka, zastałych w pamięci niczym woda w stawie, wspomnień. Z mgnień uplotła  klimatyczną balladę o dzieciństwie w PRL-u, mającym smak paprykarzu i zapach świeżo wietrzonej pierzyny. Dzieciństwie pełnym przesądów i respektu przed siłami natury - nie wolno wszak było zabić pająka, bo to powodowało burzę, a jeśli ta już nadeszła należało zasłonić wszystkie lustra i zapalić gromnicę. Też dorastałam wśród takich bajań, więc to co stworzyła autorka w swych impresjach jest mi szczególnie bliskie. Te opowieści rozbudzają tęsknotę za czasem minionym. Za odkrywaniem świata i rzeczy pierwszych. Kiedy bohaterka po raz pierwszy dostaje miesiączkę, śnią jej się bordowe dmuchawce. Takich plastycznych okruchów jest u Grzegorzewskiej znacznie więcej. I można uznać tę książkę za wyjątkowo udany debiut, choć niekoniecznie skierowany do tych, którzy przyszli na świat z ręką na komputerowej myszy.

Guguły / Wioletta Grzegorzewska, Wołowiec : Wydawnictwo Czarne, 2014.




2 komentarze:

Izabelka pisze...

Pięknie - poetycko to opisałaś :)

Eva Scriba pisze...

Dziękuję. Pozdrawiam serdecznie.