7 lip 2014

Sońka / Ignacy Karpowicz

Nie zachwyciła mnie nowa powieść Ignacego Karpowicza. Coś mi w niej nie pasuje. Język może. Styl - tak charakterystyczny dla Karpowicza, znany z jego poprzednich dokonań, którego tu nie potrafił się pozbyć (niech nie zmyli was objętość i okładka książki - to nie jest nowy początek), a który tworzy dla snutej opowieści zbyt toporne ramy. Forma mija się z treścią, przez co powieść jest udziwniona. Gdyby historię zawartą w tej książce opowiedział Wiesław Myśliwski, powstałoby arcydzieło, godne najważniejszych nagród literackich. Powstałby Traktat o łuskaniu fasoli, ale opowiedziany z kobiecej perspektywy. Bo historia życia Sońki ma w sobie taki właśnie potencjał. Jej los przetrąciły tryby historii. Doznała wielu upokorzeń. Poznała czym jest zło. Kochała miłością niepojętą. Żyła życiem do cna. Chce się słuchać, co ma do powiedzenia Sońka. Tyle, że autor oddaje też głos Igorowi - młodemu człowiekowi, odnoszącemu sukcesy w wielkim świecie, który ma być świadkiem ostatniej spowiedzi staruszki, a który opowiada swoją - teatralną dosłownie (tworzy o Sońce spektakl), przesadną, wersję życia kobiety. To drażni. To niepotrzebne. Kolejny mężczyzna, który chce Sońkę użyć do swoich celów. Chciałabym czytać jej relację, jej opowieść, a nie interpretację mężczyzny, który rozsiada się i czerpie z jej życia ostatnie soki i kolory. Prawdziwe - z krwi i kości, ale głównie z krwi, życie Sońki i plastikowy, pozbawiony emocji życiorys Igora w kontrze, by pokazać w jakiej wydmuszce życia tkwi współczesny człowiek? Być może takie jest przesłanie tej powieści. Bo trudno mi gdzieś ten sens odszukać. Nie jestem wprawnym interpretatorem. Czytając powieść czułam się tak, jakby mi ktoś kazał ułożyć puzzle z dwóch różnych pudełek w jeden harmonijny obraz. Nie dało się. Może ja nie umiem. A może Karpowicz nie dojrzał do opowiadania takich historii? Warto przeczytać i wyrobić sobie własne zdanie. Ja do tego tytułu na pewno nie wrócę. Rozczarował mnie. Przy okazji zatęskniłam jednak za inną książką - Prawdziwą balladą o miłości Aleksandra Jurewicza.






2 komentarze:

bibliofobka pisze...

Tak, czegoś w tej książce, czegoś tej Sońce brakuje. A książka jest bardzo w stylu Karpowicza, też mnie dziwią opinie, że to coś zupełnie odmiennego. Nie, nie, nie, choć autor trochę skrócił frazę ;). A słuchasz jej w Trójce? Interpretacja Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej bardzo do mnie przemawia.

Eva Scriba pisze...

Uff, cieszę się, że nie tylko ja tak myślę o tej powieści. Niestety nie słucham, ale to musi być naprawdę dobra interpretacja, bo kilka osób mi ją polecało.
Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam serdecznie. :)