Nie przepadam za Michałem Witkowskim (dyplomacja przed poranną kawą, czemu nie?) - jego stylem pisania i noszenia się. Zazwyczaj nie zwracam więc uwagi na jego felietony w jednym z tygodników, ale tym razem przeczytałam tekst Tania książka - droga książka (Wprost nr 34, 18-24.08.2014), gdzie pisarz trochę do naszych letnich czytelniczych nawyków się odnosi, o wyprawie do antykwariatu pisze i wycieczkach do biblioteki:
Czy czujesz lekkie podniecenie na myśl o wybraniu się do biblioteki? Czy lekko drżą ci ręce, kiedy tam wchodzisz? Masz wrażenie jakiejś zdrożnej czynności, jakbyś wchodził do burdelu albo kasyna? Nie wiesz, z czym wyjdziesz, i to przyprawia cię o dreszcz? Idąc do domu z łupami, kupujesz jeszcze herbatę earl grey i paczkę jeżyków (które stanowią największe cukiernicze osiągnięcie III RP)? Widząc na półce biblioteki książkę w różnych wydaniach, wybierasz starszą i bardziej sfatygowaną? Z pożółkłymi kartkami i notatkami na marginesach, z dedykacją dla mamusi z roku 45 i zasuszonym rachunkiem z pralni w formie zakładki? Zbierasz te rachunki? Wąchasz te książki? Jadąc do Finlandii bierzesz powieści fińskie? No to jesteś czytelniczym fetyszystą! Tak jak ja. I żadna moda, żadne glamoury, imprezy, blogi modowe i tak nigdy mnie z tego nie uleczą!
[źródło] |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz