16 maj 2016

Bibliotekarka Halina

Bibliotekarka Halina jest jedną z bohaterek sztuki Marcina Szczygielskiego Wydmuszka, która to sztuka miała swoją prapremierę na deskach Teatru Komedia w Warszawie 27 lutego 2010. 

Bibliotekarka Halina Kociemba pracuje w "niedużej, przestarzałej bibliotece", "zużytej, ale czystej". Halina ma 44 lata, nosi " nieco bezkształtną, burą sukienkę z białym kołnierzem". Nie maluje się, a włosy "ma gładko zaczesane, zwinięte w tyle głowy w nieduży kok", na nosie ma "okrągłe okulary". 
Pewnego dnia do biblioteki przychodzi Roksana - całkowite przeciwieństwo Haliny. Kobieta tak puentuje bibliotekarkę:
Znam takie jak pani. Takie co kręcą głową, a nie tyłkiem. Ale od kręcenia głową, to powiem pani, jeszcze się żadna dziewczyna w życiu nie ustawiła. 
Roksana jest też zdziwiona, że w może w bibliotece wypożyczyć książkę nic za to nie płacąc: - Coś podobnego! A co to za interes taki?! Z czego pani niby żyje? Halina odpowiada: Pensja jest mi wypłacana z funduszy miejskich. - Nic dziwnego, że się to miasto rozlatuje, skoro utrzymują takie jak pani -  mówi Roksana. Pyta też bibliotekarkę o zarobki i szacuje, że powinna zarabiać trzy tysiące, na co Halina - rzecz jasna - wybucha śmiechem. - A co? Mniej? - pyta Roksana - No, to ja już zupełnie nie kumam, po co pani siedzi w tym kurzu. 

Kobiety próbują się ze sobą zaprzyjaźnić (Roksana przynosi bibliotekarce zestaw do makijażu i wręcza jej ze słowami: Nie robimy się coraz młodsze, wiesz złotko), choć jest to początkowo trudne. Roksana wyrzuca Halinie: "Masz czterdzieści cztery lata, a ubierasz się jakbyś miała sześćdziesiąt, mieszkasz z matką i przesiadujesz całymi dniami w pustej, zakurzonej bibliotece". 

Anna Guzik jako bibliotekarka Halina [źródło]
Bibliotekarka nie pozostaje jej dłużna. Mówi, że należy do "ekskluzywnego, markowego klubu pod nazwą Daję dupy za zakupy". 
Joanna Liszowska jako Roksana [źródło]

Pozornie tak różne, odnajdą jednak coś, co je ze sobą łączy i wiąże bardziej, niż im się na pierwszy rzut oka mogło wydawać. Odsyłam tu do tekstu sztuki, który ukazał się drukiem w zbiorze Furie i inne groteski, wydanym przez Instytut Wydawniczy Latarnik. 





15 maj 2016

Biblioteka na Koszykowej

W ramach seminarium Biblioteka : miejsce dla młodych ludzi, zorganizowanego przez Fundację Civis Polonus w ramach Programu Rozwoju Bibliotek, miałam okazję zwiedzić wyremontowaną część Biblioteki Publicznej m.st. Warszawy. Świetnie zaprojektowane i wykonane przestrzenie, oddane czytelnikom do użytku w październiku ubiegłego roku, łączą w sobie podstawowe funkcje biblioteki z jej rolą jako miejsca spotkań. Najbardziej do gustu przypadła mi ściana zieleni z prawdziwych roślin, tworząca niezwykły mikroklimat.











Dwie bibliotekarki [książka]

Przeczytałam książkę Samulka Kingi Facon. To opowieść o Ewie - trzydziestolatce, która przeprowadza się z Warszawy do miejscowości Samulki, chcąc odciąć się od tragicznej przeszłości. 
Znany już motyw w kobiecej literaturze został tu wzbogacony o wątki religijne i duchowe, czego wcześniej w tego typu książkach nie spotkałam, a na pewno już nie w tak nachalnym natężeniu. Sam ten fakt wykluczył mnie niejako z grona adresatek tej powieści. Samulki to takie miasteczko z marzeń - każdy tu jest życzliwy, pomaga innym, jest wyrozumiały i wszędzie gdzie się pojawia czyni dobro. Nie ma w tej powieści złych postaci. Czytając, czułam się trochę jak w wiosce amiszów. I choć całość opowieści zmierza do szczęśliwego końca, to wypełniona jest ona głównie spacerami bohaterki z psem, jej wizytami - kolejno w kwiaciarni, cukierni, kawiarni, kościele oraz - co najciekawsze - bibliotece. I na tym wątku skupiłam się najbardziej, dzięki czemu ta nie do końca sprawnie napisana książka, była mniej męcząca w lekturze. Nie wątpię jednak, że książka znajdzie swoich odbiorców, którym przedstawiony w niej świat przypadnie do gustu. 
Wracając jednak do wątku biblioteki - główna bohaterka najpierw zapisuje się do biblioteki w sąsiednim mieście, gdyż wydaje jej się, że "jak większe miasto, to i biblioteka większa". A ponieważ nie przywiozła  z Warszawy swoich książek, jest zmuszona korzystać z biblioteki. Wizyta w większej bibliotece nie należy jednak do przyjemnych:

"Bibliotekarka chodziła za mną krok w krok i poprawiała te [książki], które odkładałam, chociaż naprawdę kładłam je prosto i na miejsce. Naszykowałam sobie stosik i zaniosłam go do niej. Popatrzyła na tytuły, wyciągnęła moją kartę (...). Pewnie nie chciała mi zrobić przykrości... Może nie pomyślała, co mówi... A może jednak była po prostu wredną małpą. W każdym razie, kiedy zobaczyła Dzieci z Bullerbyn, Historię żółtej ciżemki i Jeżycjadę, spytała czy wypożyczam to dla córki. Gdy odpowiedziałam, że dla siebie, przewróciła oczami (...). Na szczęście brałam wtedy leki, więc się nie rozkleiłam. Popatrzyłam na nią i po prostu wyszłam. I już nigdy tam nie wróciłam". 

Okazuje się, że biblioteka w Samulkach, dla kontrastu, jest "nadzywczaj sympatyczna", "księgozbiór niczego sobie" i "pracują tu niezwykle przyjazne osoby", które "miło i serdecznie", traktują Ewę i "nie komentują wypożyczanych - nawet po kilka razy książek". Ewa jest zadziwiona "ile nowości kupuje ta niewielka biblioteka". 
Bohaterka najbardziej lubi dwie bibliotekarki - Kingę i Edytę - stara się zatem trafić z wizytą akurat, gdy mają dyżur. 
Edyta to bibliotekarka "energiczna i wesoła, a robota pali jej się w rękach. O ile w odniesieniu do bibliotekarki to komplement". Bohaterka lubi się przyglądać jak Edyta "oprawia książki w folię. Widać, że sprawia jej to przyjemność".

Kinga to bibliotekarka "nieśmiała i roztargniona", która "często się zamyśla" i osobiście odszukuje książki dla bohaterki. Kinga sama uważa się za "tendencyjną bibliotekarką", która o swoim miejscu pracy mówi "kramik". Zdarza się, że Ewa zastępuje Kingę przy okazji głośnego czytania i uważa ją za "bibliotekarkę z duszą terapeuty". 

Kiedy biblioteka przechodzi na system komputerowy "dziewczyny bardzo się z niego cieszyły, zachwalały jego zalety i spodziewały się, że zaoszczędzą trochę czasu i zamiast ślęczeć nad statystykami, będą mogły organizować więcej akcji czytelniczych", niestety system się psuje, a "komputerowcom robić się nie chce". 

Oprócz wizyt w bibliotece i kontaktów z bibliotekarkami, bohaterka rozmawia też z postaciami książek, które wypożycza. Rozmowy te mają charakter terapeutyczny, gdyż Ewa cierpi na "zespół depresyjno-lękowy" (tu należy dodać, że autorka jest lekarzem). Boi się nowych książek, ale bibliotekarki powoli przekonują ją do współczesnych powieści. Ewa wciąga się między innymi w czytanie serii Zwiadowcy i Blask Corredo. Wygrywa też konkurs na czytelnika roku, gdzie nagrodami są książki oraz "drobiazgi, bo kultura jest biedna". 

Kinga Facon, Samulka, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2016. 


14 maj 2016

Metamorfoza bibliotekarki

Maja Sablewska - dawniej menadżerka Dody i Edyty Górniak, teraz "doradca wizerunkowy", prowadzi między innymi program Sablewskiej sposób na... Jak można przeczytać na stronie internetowej produkcji Maja Sablewska pomaga  "kobietom, które chciałyby stracić zbędną wagę i raz na zawsze zmienić swoje życie" i przeprowadza "metamorfozy Kopciuszków w piękne i szczęśliwe królewny".

W jednym z programów wystąpiła pani Agata - bibliotekarka. Trzydziestotrzyletnia kobieta przeszła zadziwiającą metamorfozę i należy pogratulować jej odwagi i samozaparcia na drodze do akceptacji i poczucia piękna.  Mnie jednak rozbawiła sama prowadząca, która w pewnym momencie powiedziała: Pokażę ci jak w Twoim rozmiarze można pięknie wyglądać w bibliotece i... pokazała uczestniczce programu buty na niebotycznych obcasach. Abstrahując od realiów telewizyjnego show, które rządzi się swoimi prawami (trudno się spodziewać by gwiazdka znała realia pracy w bibliotece) i od zasad bezpieczeństwa, pomyślałam, że w takich butach najwyższe półki bibliotecznych regałów nie byłyby mi straszne. 
Cały odcinek można obejrzeć tu >>>


10 maj 2016

Masz już dosyć?

To tytuł rozdziału książki "Potęga myśli" (M. R. Kopmeyer). Książki o charakterze poradnika, napisanego prostym językiem i motywującego, może nie od razu do zmiany w życiu, ale przynajmniej do zastanowienia się nad niektórymi jego aspektami. Pierwszy fragment:


Kiedyś, na pierwszej stronie jednej z gazet przeczytałem następujący nagłówek "14 kierowców autobusów ma już dość - podejmują inną pracę". Jak się okazało, kierowcy ci mieli dość użerania się z pasażerami i sprzedawania biletów, a zwłaszcza tego paskudnego wydawania reszty... Postanowili więc zmienić zajęcie: sprzątali autobusy. Tylko, że i ta praca pewnie nie przyniesie im satysfakcji, bo chociaż nie będzie już kłopotliwych pasażerów, pozostaną porzucone przez nich śmieci. Powyższy problem ma dwa zasadnicze aspekty. Najczęściej trywializujemy zbyt wielkie sprawy, a z kolei małe - zbyt wyolbrzymiamy. Pozwalamy, by irytujące nas drobiazgi kumulowały się. W końcu dochodzi do tego, że stają się ciężarem nie do udźwignięcia. 

Wszyscy znamy te drobne zachowania czytelników, które gdy się skumulują, skutecznie mogą wyprowadzić nawet najbardziej wyrozumiałego bibliotekarza z równowagi, z najczęstszym natręctwem w postaci zaglądania w monitor, na czele. 
Komu z nas nie zdarzyło się biegać po bibliotece, robiąc niemal ekspresową inwentaryzację księgozbioru, by znaleźć książki, bo czytelnik twierdził, że na pewno je oddał. I pół biedy jeśli są to książki z jednego działu, ale częściej zdarza się rozrzut od psychologii po biografie. Książki oczywiście leżą spokojnie na półce w domu czytelnika, podczas gdy my wykonujemy sprint między regałami. 
Kto z nas nie był świadkiem, jak po podaniu książki - tytułu oczywistego - czytelnik, odnalazłszy stronę tytułową, triumfalnie oświadczył: Tak, właśnie o tą książkę mi chodziło! Tak jakby bibliotekarka siedząca za ladą była tam  przez przypadek i na pewno co chwilę się myliła, podając inne książki. Stąd też tak częste pytanie - w przypadku książek bardzo znanych Kojarzy pani taką książkę? 
Kto z nas wreszcie nie słyszy kilka razy na dzień: Nikt mi nie powiedział, że... Wymówka ta występuje w różnych wariantach. Najczęściej dotyczy kary za nieoddane książki - Nikt mi nie powiedział, że mam karęNikt mi nie powiedział, że tu trzeba coś płacić itd. Takie wymówki są charakterystyczne dla czytelników-zajęcy: kładą książki na ladę i czym prędzej czmychają lub czytelników-motylków: pojawiają się raz do roku, najczęściej na wiosnę (bo egzamin, bo w bibliotece szkolnej nie ma lektury itd.). 
I wreszcie, kto choć raz nie usłyszał od czytelnika: A tamta pani to... Mityczna tamta pani - bibliotekarka nieokreślonego wieku i z wyglądu podobna zupełnie do nikogo. Jedno jest pewne - jest milsza i fajniejsza od akurat obsługującego bibliotekarza a do tego na korzyść czytelnika w jej rękach regulamin jest elastyczny niczym guma do majtek. Cokolwiek  zrobimy - tamta pani jest od nas lepsza! 
Te i inne sytuacje są wam z pewnością znane, o ile pracujecie z czytelnikami. Nie raz pewnie opowiadaliście po powrocie z pracy, jaki to natręt was dziś odwiedził, pozwalając by klient metaforycznie rzecz biorąc, siedział wam na plecach, po wyjściu z pracy. Jak do tego podejść? Oddaję głos autorowi książki:

Recepta jest prosta - należy uznać drobne niedogodności za naturalny składniki pracy i podchodzić do nich ze stosownym dystansem, a co najważniejsze - natychmiast zapominać o drobnych incydentach. Lincoln wypowiedział kiedyś bardzo mądre zdanie: Człowiek jest szczęśliwy na tyle, na ile postanowi taki być. W związku z tym przypominam sobie historię innego kierowcy autobusu. Ten był w swej pracy szczęśliwy - znajdował w niej pretekst do poznawania nowych ludzi. Wydawanie reszty traktował często jako okazję do wymiany kilku luźnych zdań. A kiedy nie znajdował sposobności do krótkiej pogawędki, pogwizdywał lub nucił po cichu modny przebój. Gdy po wielu latach odchodził na emeryturę, jego stali pasażerowie wydali z tej okazji wspaniałe przyjęcie. (...) I pomyśleć: bywają szczęśliwi kierowcy autobusów, otoczeni uznaniem i przyjaźnią, To prawda, Czytelniku - najważniejsza jest Twoja postawa wobec warunków, sytuacji i ludzi.