
Iśka jest "młodą i rzutką zastępczynią dyrektorki biblioteki", która "uwielbiała raz na jakiś czas ściągnąć znanego pisarza czy pisarkę". A "zanim dostała pracę w bibliotece, zdążyła przepracować rok w supermarkecie", zatem "znała ten słodki smak pogardy, jaką żywili dla pracowników klienci".
Oczywiście "Iśka wciąż czytała. Korzystała z tego, że jak się pracuje w bibliotece, ma się dostęp do nowości, nawet tych jeszcze niewciągniętych do katalogu. Trzeba je tylko szybko zwrócić". Mąż Iśki zwrócił uwagę jeszcze na jedną korzyść zawodu bohaterki: "jak się pracuje w bibliotece, to przynosi się różne zabawne historie do domu, więc Iśka czasem opowiadała co tam ludzie wyrabiają". Mamy więc młodego czytelnika, który przychodzi po książkę "Wojnę chłopców z broni, ale taką słuchaną" i czytelniczkę Andżelikę, która niezbyt radzi sobie z nauką, ale Iska znajduje do niej "czytelniczy kluczyk".
Czasem znudzona bibliotekarka odwiedza przyjaciółkę pracującą w przedszkolu, by "odetchnąć od papierów" i narzeka, że w jej pracy "może dostać co najwyżej książką w oko". Bo generalnie "entuzjazm Iśki, że zdobędzie szturmem swoją bibliotekę i stworzy tu coś na kształt Biblioteki Narodowej, znacznie opadł". Po takich fragmentach mam ochotę zmienić nazwę bloga na Eva Scriba na tropie piramidalnych bzdur na temat bibliotekarstwa w literaturze. W zamierzeniu autora miało być pewnie lekko, zabawnie i z happy end'em. Jest happy end.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz