1 sty 2019

Masa książek odstrasza ludzi

Dziś o książce na którą nie zwróciłabym uwagi, gdyby nie to, że opisana jest w niej biblioteka. Fabuła książki "Podniebny" Kerstin Gier - bo o niej tu mowa -  rozgrywa się w luksusowym, acz nieco nadgryzionym już zębem czasu, hotelu w szwajcarskich Alpach. Do hotelu "Château Janvier", zwanym Podniebnym, pachnącego pomarańczami, terpentyną, olejem lnianym i miodem, przybywa z Achim pod Bremą, siedemnastoletnia Fanny Funke. Ta piegowata, odważna dziewczyna, zostaje zatrudniona w charakterze pomocnicy pokojówki, ale bywa także opiekunką do dzieci i „dziewczyną do wszystkiego”.  Fanny Funke mogłaby być starszą siostrą Pippi Långstrump albo Tonji z Glimmerdalen, a młodszą kuzynką Molly Murphy z powieściowego cyklu Rhys Bowen. Jest bystra, spostrzegawcza, a grzeczność i uległość nie należą do jej dominujących cech.

Hotel „Podniebny prowadzony jest przez Romana Montforta i jego brata Rudolfa. Ten pierwszy – siejący postrach w całym hotelu, to typ surowy i wymagający. Jego brat ma zaś duszę romantyka.  Fanny trafia do ich pięknie położonego hotelu w momencie, gdy ten przeżywa prawdziwe oblężenie.  Na Święta zjeżdżają się tu goście z różnych stron, tworząc bardzo interesujący i urozmaicony ludzki kalejdoskop. Oprócz personelu hotelowego, na czele z panną Müller – koordynatorką zespołu pokojowych i monsieur Rocher’em – konsjerżem, mamy tu całą rodzinę Dona Burkhardta -  bogatego przemysłowca z Zurychu (podejrzewanego przez główną bohaterkę o bycie bossem śmieciowej mafii) oraz rodzinę Barnbrooke’a - potentata tekstylnego ze Stanów Zjednoczonych. Dla przeciwwagi jest też nieprzyzwoicie bogaty rosyjski oligarcha - Wiktor Jegorow, z żoną i małą córeczką. Oprócz tego przez hotel przewijają się historyk sztuki i ekspert w dziedzinie biżuterii  profesor Brown (w towarzystwie wnuka), samotny pan Huber (noszący broń pod marynarką), legendarna była łyżwiarka figurowa Mara Matthäus (w towarzystwie dwóch pudli), przeurocze stare małżeństwo Ludwigów, a nawet autor thrillerów. Co pokój, to inna, kolorowa postać, której pojawienie się w toku fabuły zwiastuje niespodziankę, a główną bohaterkę stawia w obliczu kolejnego wyzwania.

Fanny, wraz z przybiciem kolejnych gości powtarza, że „to nie będzie w żadnym razie nudne Boże Narodzenie”. I rzeczywiście – w jej towarzystwie trudno o nudę. Przemierzając korytarze hotelu wraz z praktykantką Fanny Funke, czytelnik nie zwraca uwagi na stylistyczne potknięcia w narracji. Chce tylko zajrzeć do kolejnego schowka, tajemniczego przejścia, a wreszcie rozwiązać kryminalną zagadkę. Bo w tym sielsko położonym hotelu zaczynają się dziać rzeczy niepokojące. I nie chodzi tu bynajmniej o ukrywanego przed właścicielem hotelu kota (zwanego Zakazanym), który rzekomo jest wieczny i znika akurat wtedy, kiedy Roman Monfort spaceruje po hotelu, kontrolując swych podwładnych. Ani nawet o pralkę, która uruchamia się sama, czy gasnące znienacka żyrandole. Okładka polskiego wydania powieści zaprojektowana przez Andrzeja Komendzińskiego, sugeruje powieść lekką, komediową, może nawet do wspólnego czytania. Owszem, czytelnik znajdzie tam elementy humorystyczne, a nawet romansowe, ale w pewnym momencie robi się naprawdę groźnie. Po odpowiedź na pytanie, kto uratuje Fanny z opresji i w jakie to tarapaty wpędził główną bohaterkę opisany powyżej konglomerat ludzki, odsyłam do tej niezwykle wciągającej powieści. 

[K. Gier, Podniebny, Media Rodzina, 2018. Tekst recenzji w zmienionej formie ukazał się pierwotnie w Informatorze kulturalno-czytelniczym Biblioteki Kraków]

Jest - jak już wspomniałam - w rzeczonym hotelu biblioteka:
Biblioteka to jedno z najładniejszych pomieszczeń w hotelu. Znajdowały się w niej sięgające sufitu regały pełne książek, wyściełane kąciki do czytania w niszach okiennych, staroświecki piec kaflowy z przypieckiem, wygodne fotele z wysokimi oparciami, stoliki pomocnicze z albumami i biblioteczna drabina na kółkach, którą swobodnie można było przesuwać wzdłuż ściany książek siedmiometrowej długości i czterometrowej wysokości. W takim miejscu [relacjonuje Fanny - przyp. E.S.] nawet wyieranie kurzu sprawiało niesamowitą frajdę. Gdybym była gościem, siedziałabym tutaj cały dzień. Od pieca rozchodziło się przyjemne ciepło i urzekająco pachniało starymi książkami i politurą do mebli. Jeśli ktoś chciał, przynoszono mu nawet do biblioteki kawę, portwajn czy cokolwiek sobie życzył, mimo to goście rzadko do niej zaglądali. Najczęściej wielka sala świeciła pustkami. 
- To ta masa książek odstrasza ludzi - powiedział monsieur Rocher, mrużąc oczy, kiedy wyraziłam zdziwienie -  Ogarniają ich wyrzuty sumienia, kiedy widzą jak mało do tej pory przeczytali. 
A może jest podobnie w przypadku prawdziwych bibliotek? Może rzeczywiście masa książek odstrasza, a bibliotekarze i sama biblioteka kojarzą się z urzędem, co tworzy barierę wejścia? 

Brak komentarzy: