Okazuje się, że można zrobić przyzwoitą komedię bez sięgania do kloacznych dowcipów, upijania i rozbierania bohaterów. I że dialogi mogą być na poziomie, fabuła - nawet jeśli momentami ckliwa - wielowątkowa, ale nie chaotyczna, postacie różnorodne, ciekawe. Listy do M. to film krzepiący, a w swej istocie rozrywkowy. W sam raz na leniwe, niedzielne popołudnie lub jako przerywnik między nieco ambitniejszymi obrazami. Idąc do kina, nie byłam do końca przekonana i nawet gdy film już się zaczął, kręciłam nosem - uhm, kolejna, głupia do bólu przewidywalna polska komedia. Okazało się jednak, że nie i bawiłam się wyśmienicie! Polecam!
2 komentarze:
Ja również mile się rozczarowałam, ale wciąż nie mogę przekonać sie do Romy Gąsiorowskiej, strasznie mnie irytuje, jest taka "rozmemłana" :)
Chyba nie widziałam jej innej ;) Pozdrawiam ciepło.
Prześlij komentarz