14 lip 2012

Książki-wypłatki

Idąc śladem autorki jednego z moich ulubionych blogów (z którą to autorką baardzo chętnie spotkałabym się w życiu prywatnym) prezentuję moje książki-wypłatki:


-Moje rzymskie wakacje (Kristin Harmel) - zdążyłam ją łyknąć - wszak od wypłaty trochę czasu już upłynęło - i nieszczególnie polecam. Niczym nie różni się od wielu pozycji tego typu - rozczarowana życiem, porzucona dziewczyna wybiera się w podróż, która odmienia jej życie. Tym razem padło na Rzym a że tam niedawno byłam, dlatego kupiłam książkę.


-Małżeństwo po raz pierwszy (Izabela Czajka-Stachowicz) - kupiłam pod wpływem recenzji w Trójce. I jestem zachwycona, choć jeszcze nie skończyłam. Ten język, te barwne opisy, soczyste dialogi, ach! Płaczę nad nią ze śmiechu. Pierwszorzędna!

-Biała jak mleko, czerwona jak krew (Alessandro D'Avenia) - polowałam na nią od dawna (czekałam na przecenę i udało mi się ją kupić za 12,90) Zapowiada się nieźle, promowana jako historia pierwszej miłosci, wspołczesne Love Story.

5 komentarzy:

paranoid android pisze...

A o co chodzi z tymi wypłatkami? Że kupione za wypłatę, czy co?

papryczka pisze...

O jakże mi fajnie, że się hasło: książki wypłatki przyjęło. A jeszcze milej mi, że zaliczasz mego bloga do grona swoich ulubionych, a już szalenie mi miło myśląc o tym, że może kiedyś uda się nam spotkać. Kto wie? Wszystko się może wszak zdarzyć:)
Łupy smakowite, zwłaszcza ta trójkowa pozycja. Też się na nią zaśliniłam. Ja do wypłatek jeszcze muszę poczekać, ale już dużymi krokami zbliża się koniec miesiąca (czas jakoś tak szybko leci).
Od trzech dni nie przeczytałam ani jednego zdania. Zaraz trzeba mi to niedopatrzenie nadrobić!:)
Ściskam serdecznie:)

Eva Scriba pisze...

Tak właśnie, kupione za wypłatę, w momencie kiedy ona jeszcze jest ;) Pozdrawiam i dziękuję za komentarze. :))

Anonimowy pisze...

Evo, mam taki sam koto-świecznik :) i mnóstwo innych kotów. Najważniejszy jest jednak ten prawdziwy z futerka i kości:))
Niedawno zakupiłam e-czytnik, ale mam mieszane uczucia. Jest dobry w podróży, bo nie trzeba tyle dźwigać, ale nie ma to, jak tradycyjna książka ze swoim zapachem i szelestem, i...
Pozdrawiam,
Joanna z K.

Eva Scriba pisze...

Prawdziwego zazdroszczę, bo sama nie mogę mieć niestety. Koto-świecznik to prezent od nieocenionego kuzyna E. A co do czytnika... Chyba się nigdy do niego nie przekonam. Ostatnio udaje mi się przebrnąć przez audiobook a to tylko dlatego, że jadę w tym czasie rowerem, a więc nie zasypiam ;) Ale masz rację, nie ma to jak tradycyjna książka. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie :)