20 cze 2013

Pawlikowska na kartonie od mleka

Tytuł jest mylący, ale wcale bym się nie zdziwiła, gdyby za chwilę stał się nie tylko wytworem mojej przeciążonej głowy. Dziś w pewnym sklepie, w którym zakupy robią wszyscy, zobaczyłam nową książkę Beaty Pawlikowskiej. Tak mi się przynajmniej wydawało. Podeszłam zaciekawiona, pamiętając jej bardzo mądrą Teorię bezwzględności czy moją pierwszą przygodę z tą autorką - Blondynkę w dżungli. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że nie jest to relacja z podróży a notes. Opatrzony felietonem, dość ładny graficznie ale jednak notes. Do wypełnienia własnymi myślami, ale firmowany tym właśnie nazwiskiem. Nie wiem, może jak się w takim notesie pisze to relacje z podróży są bardziej barwne? Myśli mądrzejsze a zdania bardziej zgrabne? I że niby odrobina talentu pisarza spływa na notującego? Jeśli tak to dlaczego Olga Tokarczuk nie robi swojego notesu? Albo Krzysztof Varga? Świetnie, że Pawlikowska pisze książki, które rzeczywiście otwierają na świat - ten dookoła albo ten wewnętrzny - tylko dlaczego w tym przypadku mam wrażenie, że coraz bardziej chodzi o otwarcie kieszeni i portfela?


1 komentarz:

papryczka pisze...

Kiedyś próbowałam coś czytać pani Beaty i jest to mądre zapewne i wynika z doświadczenia i przepracowania na samym sobie, ale ja jakoś tego nie kupuje. Parę razy mnie próbowano przekonać. Nie biorę tego i już.

Ja bym takim notesem Vargi nie pogardziła, ale koniecznie z myślą przenikliwą na każdy dzień tygodnia w roku:) To byłaby uczta hihi