Jeśli Twoje dzieciństwo było
niczym pogodne niebo, a Ty dostałeś tyle wsparcia ze strony rodziców, że z
ufnością i wiarą wszedłeś w dorosłe życie, to ta książka Cię zaskoczy. Będą w
niej momenty nieprawdopodobne. Będziesz być może kręcił głową z niedowierzaniem,
współczuł bohaterce. Może nawet się nad nią litował. Zaskoczy Cię
bezpośredniość tej opowieści. Pójdziesz do biblioteki albo kupisz w księgarni
jej powieści, ciekawy jak mimo tego, co przeżyła poradziła sobie i jak wpłynęło
to na jej twórczość.
Gdy jednak niebo Twojego
dzieciństwa często przesłaniały burzowe chmury to w tej książce odnajdziesz się
doskonale. Będziesz niczym pies obwąchujący znajome kąty po długiej podróży.
Będziesz przytakiwał. Czytał niektóre zdania wielokrotnie. Kupisz sobie własny
egzemplarz i podkreślisz w nim zapadające w serce fragmenty. Będą one jak
kamyk w bucie. Będą dławiły. Może nawet zrozumiesz i rozplączesz węzeł
gordyjski swojego żalu, złości, gniewu do tej, która wydała Cię na świat. Do
matki.
Bo to o trudnych z nią relacjach
opowiada autobiografia Jeanette Winterson. A opowiada niezwykle pięknym
językiem o sprawach dotąd przemilczanych albo przemycanych w postaci fikcji.
Co mnie najbardziej w tej książce
uderzyło, a co jest chyba wspólnym doświadczeniem wielu dorastających pod – że tak
to nazwę - gradowymi chmurami to ucieczka od rzeczywistości w świat fikcji.
Winterson pisze:
Potrzebowałam słów, bo nieszczęśliwe rodziny to zmowy milczenia. Temu, kto przerywa milczenie, nie jest nigdy wybaczone. Taki ktoś musi nauczyć się sobie wybaczać.
Czyta, choć w jej domu jest to zakazane.
Matka oprócz Biblii poczytuje kryminały, choć zabrania tego samego córce.
Winterson pracuje na targowisku, a każdy odłożony grosz przeznacza na książki.
Chowa je pod materacem:
Każdy, kto posiada pojedyncze łóżko, standardowego rozmiaru oraz kolekcję paperbacków, standardowego rozmiaru, będzie wiedział, że pod materacem można ułożyć warstwę z siedemdziesięciu dwóch egzemplarzy. Moje łóżko stopniowo podnosiło się, wyraźnie, zupełnie jak w przypadku księżniczki na ziarnku grochu, dlatego wkrótce zaczęłam sypiać bliżej sufitu niż podłogi.
Matka jednak odkrywa pasję córki
i wyrzuca przez okno domu wszystkie jej książki, które spala na podwórku. Wydawać
by się mogło, że to wydarzenie jest końcem świata, ale w rzeczywistości staje
się początkiem drogi. Winterson pisze:
I kiedy tak następnego zimnego poranka stałam nad dymiącą stertą papieru i czcionek, wciąż jeszcze ciepłych, zrozumiałam, że jest coś jeszcze, co mogę zrobić. Pieprzyć to – pomyślałam – Mogę napisać własną.
Trzeba mieć dużo talentu, ale
przede wszystkim odwagi by napisać taką książkę. Oddać to, co kryje się
pomiędzy potępieniem a zrozumieniem. Zejść w głąb własnej duszy. Wybrać się w
trudną podróż do przeszłości. Czy masz odwagę by autorce w niej towarzyszyć?
1 komentarz:
Nie słyszałam o niej, bardzo interesująca pozycja, poszukam.
Prześlij komentarz