28 paź 2013

Ida albo Pokłosie w wersji soft

Nie rozumiem zachwytów krytyków ani części publiczności nad filmem Ida. To jedno z większych filmowych rozczarowań w moim życiu. Obraz sprawiał wrażenie jakby scenarzysta wyciągnął z szuflady swoje akademickie wprawki, a reżyser właśnie skończył filmówkę i to jego film dyplomowy. Lubię filmy treściwe - tam tej treści prawie nie ma. Ani to film drogi, ani kino inicjacyjne. Ani o przebaczeniu, ani o winie. Mnóstwo niewykorzystanych wątków, które aż proszą się o grubą kreskę. Ładne kadrowanie to nie jest akurat coś co wyłącznie chcę oglądać w kinie. Oczywiście można iść do kina na Agatę Kuleszę, bo ona nawet w reklamie gra wspaniale, ale tego filmu i tak nie zdołała uratować. Może za sprawą jej filmowej partnerki - gdyby wstawić tam nogę od stołu widz nie poczułby różnicy.  Poza dwoma scenami, to obraz niemal bez emocji. Pokłosie dla dziewczynek. Film nudny, nijaki i wtórny.  I chyba nie jestem w tej opinii odosobniona, bo na seansie cała sala kinowa wierciła się zniecierpliwiona. 



2 komentarze:

papryczka pisze...

Ja jestem "Idą" zahipnotyzowana, kadry przelewają mi się pod powiekami w najmniej oczekiwanych momentach. Nie było jednak tak, że weszłam w obraz od razu w zachwycie totalnym. Początek był trudny. Też się wierciłam (też pewnie dlatego, że ostatnio bolą mnie plecy i w ogóle ciężko mi wysiedzieć), zwyczajnie się nudziłam i niecierpliwiłam. I tak myślałam sobie, że o co ten krzyk, nie kupuje tego. Ale po jakimś czasie weszłam w obraz i w opowieść caluteńka. Dałam się oczarować i zaczarować. Jest we mnie jakiś sprzeciw do porównywania "Idy" do "Pokłosia" (bardzo często się to pojawia ze względu na wiadomy temat). Pewnie sprzeciw bierze się też z tego, że jeśli chodzi o "Idę" jestem stanowczo na tak, a w stosunku do "Pokłosia" jestem na równie stanowcze nie. Cieszę się, że Ida mówi w taki sposób na temat "żydowski", a nie histerycznie i krzykliwie (i ta scena ukrzyżowania w "Pokłosiu" no litości!). Brakowało mi trochę w "Idzie" takich mocnych uderzeń jak skok Wandy z okna (co to jest za scena!). Ja zostałam kupiona przez reżysera, ale jak najbardziej rozumiem, że można nie dać się nabrać:))
Pozdrawiam ciepło.

Eva Scriba pisze...

Fascynujące jest to, że ten sam film można interpretować na dwa różne sposoby! Dla mnie np. skok Wandy z okna to najzabawniejsza scena samobójstwa w polskim kinie (nie opisałam jej bo nie chciałam za bardzo zdradzać fabuły). Wtórność tego filmu polega na skopiowaniu według mnie właśnie scen z Pokłosia i namalowaniu ich jakby akwarelą. Lubię filmy treściwe i szargające, a na to kino jak słusznie zauważasz nie daję się nabrać. Uściski :))