26 kwi 2014

Eva Scriba czyta Ficner-Ogonowską

Uległam złudzeniu przyjemna okładka książki równa się przyjemna jej treść i skusiłam się na powieść Alibi na szczęście Anny Ficner-Ogonowskiej, z zamiarem łyknięcia przez świąteczny, wolny czas. I dopiero udało mi się ją skończyć - nie ze względu na objętość tego tomiszcza, czy ogrom zajęć, ale samą fabułę, ciągnącą się i nudną jak flaki z olejem. I w dodatku przyozdobioną, czymś czego w narracji nie znoszę - zdrobnieniami. Są nóżki, jest zagródka, kapka i herbatka.
Nie pomagała mi w czytaniu główna bohaterka - nieciekawa, zasadnicza i przewidywalna aż do bólu oraz szereg innych postaci - jednowymiarowych i jakby wyciętych z kartonu. Hanna - polonistka oraz Mikołaj - architekt są jakby żywcem wyjęci z powieści dla pensjonarek. Ona - wrażliwa i uduchowiona, on - romantyk i rycerz. On - mężczyzna z zasadami, o dobrej posadzie, trochę nieśmiały, ale zakochany w niej na zabój, zaś ona - z racji przeżytej tragedii niemal nie do zdobycia niczym twierdza. Ich relacja to podchody dla wytrwałych (pierwszy pocałunek to 476 strona na 653).
Rozumiem, że powieściowy debiut rządzi się swoimi prawami, ale ten akurat jest nad wyraz niespójny, niedopracowany (Uwielbiała poranki, których nie musiała rozpoczynać z pianiem pierwszych kogutów) i po prostu kiczowaty (Rozgrzane ciało natychmiast przyodziała w ulubioną piżamę w kolorze nowojorskiego nieba). Jest wiele lepszych powieści z gatunku tzw. czytadeł, by móc się skutecznie zresetować i odpocząć. Ta męczy i irytuje. Nie polecam. 



4 komentarze:

Agata Matraś pisze...

He, he, pamiętam Panią Ficner - Ogonowską, jakby to było wczoraj. Tak się zdenerwowałam tym jej gniotem, że nawet na wpis na blogu sobie zapracowała: http://gackolandia.blogspot.com/2012/11/bestia.html

Eva Scriba pisze...

Zgadzam się z Twoją opinią w 100%! Gdybym zapamiętała Twoją ocenę to oszczędziłabym tydzień i przeczytała coś bardziej pożywnego... No ale trudno... Czasem trzeba przemoknąć do suchej nitki, by docenić słońce - że tak metaforycznie rzecz ujmę.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz. :)

Bibliotekara pisze...

Też przeczytałam, ale nadałam temu pozory misji naukowej:) bo czytać tak po prostu w tym wypadku nie warto http://bibliotekaracynamonowa.blogspot.com/2014/03/alibi-na-szczescie-alibi-dla-bestselera.html

Anonimowy pisze...

Rowniez nie polecam ksiazek pani Ulatowskiej. Podobnie infantylne i irytujace.
Pozdrawiam, Pela