Używacie aplikacji Endomondo? To jedna z najpopularniejszych aplikacji do śledzenia aktywności sportowych. Próbowałam, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że nie jest mi to potrzebne - nie jestem zawodowym sportowcem, a od kilometrażu i spalonych kalorii bardziej interesuje mnie to, co się podczas jazdy na rowerze dzieje dookoła.
Przeczytajcie historię, która może być literacką fikcją, ale nie zmniejsza to jej prawdopodobieństwa. Historię w moim odczuciu smutną. Trochę o braku wolności, trochę o byciu owcą idąca za stadem, mimo że droga nam nie służy a krajobrazy nie cieszą.
Rzecz dzieje się w taksówce, miejsce akcji - Warszawa, Mordor [swoiste korpomiasto i zagłębienie biurowców na Domaniewskiej].
Rzecz dzieje się w taksówce, miejsce akcji - Warszawa, Mordor [swoiste korpomiasto i zagłębienie biurowców na Domaniewskiej].
Środa, godzina 21:00. Na Mordorze wokół pustka. Siedzę jednak w swojej taksówce licząc, że może się jeszcze jakiś klient trafi. Na postoju, takich jak ja pełnych nadziei na to że kilka dodatkowych złotych wpadnie do kieszeni, jest jeszcze kilku.W końcu jest. Wsiadł, zajął tylne siedzenie i trzasnął drzwiami. Przyglądam mu się w lusterku i widzę, że facet raczej nie wraca z pracy. Ma na sobie profesjonalny obcisły, kolorowy strój z jakiegoś rozciągliwego materiału, sportowe buty. Wygląda jak pajac, ale to nie moja sprawa dopóki płaci. Na moje oko ma jakieś 40 lat. Myślę: wraca z treningu. Biegacz. Pełno ich tutaj. „Dokąd?” pytam po chwili nie odrywając wzroku od lusterka. W odpowiedzi podaje mi swojego smartfona i mówi: „Czy moglibyśmy pojeździć przez godzinkę po okolicy? Spacerowym tempem, że się tak wyrażę. No, przepisowo. Wie Pan, nie za szybko znaczy się. Na dwójce bez gazu góra.” Patrzę na jego telefon. Na wyświetlaczu widać logo „Endomondo”. Dopiero teraz zauważam, że na siedzeniu obok niego, położył reklamówkę z Biedronki. Ruszamy, słyszę znajomy mi dźwięk, który słyszałem już milion razy. Pasażer otworzył wyjęte z reklamówki piwo. Najpierw jedno, potem drugie i trzecie. Jeździmy przy dobrej rockowej muzyce, gadając jak to my, faceci o kobietach, samochodach i życiu..., wlokąc się po opustoszałych już o tej porze uliczkach Mordoru. Na koniec piwko doprawia jeszcze małpką Żołądkowej.Gdy mija godzina prosi, abym oddał jego telefon. Bał się widać, że nawigacja z tyłu może gorzej łapać. Wyłącza Endomondo i grzecznie dziękując, płaci i wysiada. Na odchodne, czując chyba że powinien się jakoś wytłumaczyć, może usprawiedliwić przed kimś poza samym sobą, rzuca: „Wie pan, żona kazała mi biegać, bo teraz wszyscy biegają. Do tego mnie kontroluje i człowiek nie ma życia (…). [źródło: www.głosmordoru.pl]
4 komentarze:
Tragedia. Nieporozumienie. Należałoby zrobić w domu awanturę. Są takie żony i tacy mężowie. Kontrolowanie każdego kroku? To już rozwód lepszy.
Autor nie zadbał o wiarygodność sytuacji. Która żona uwierzyłaby facetowi po trzech piwach i wódce, że cały czas biegał?
Jeżeli to prawda, to jest to smutne i żałosne...
Włączam "Edmunda" tylko po to, by nabić kolejne metry/kilometry dla dzieci z akcji "Pomoc Mierzona Kilometrami" :-)
Dziękuję za komentarze @Ove - są też takie żony, które chcą wierzyć. W to, że nie pije, nie zdradza... Pozdrawiam.
Prześlij komentarz