7 kwi 2021

Znikające książki

"Porywa cię gra pozorów..." - śpiewała w hicie swojej grupy Wanda Kwietniewska. Mnie "Gra pozorów" Donny Leon nie porwała. Mimo, iż fabuła tej części cyklu o komisarzu Brunettim osnuta jest wokół kradzieży i zniszczenia cennych książek z weneckiej Biblioteki Merula. Kierująca biblioteką zwraca się do komisarza o pomoc w odnalezieniu sprawcy, co wydaje się być banalnie proste, bo wszyscy korzystający z biblioteki są rejestrowani. Wkrótce okazuje się, że profesor, który korzystał z tych książek nie istnieje, a sprawę komplikuje brutalne morderstwo...

D. Leon, Gra pozorów, Warszawa : Oficyna Literacka Noir sur Blanc, 2017. 

Są czytelnicy, którzy uwielbiają niespieszny styl autorki oraz szerokie tło społeczne i obyczajowe jej powieści. Zagadka kryminalna zdaje się mieć tu drugorzędne znaczenie. Zresztą jest ona - w przypadku akurat "Gry pozorów" - dość łatwa do rozszyfrowania. Mnie ta książka niczym nie ujęła - ani postacią głównego bohatera - choć rozumiem, że nie każdy może być jak prywatny detektyw Philip Marlowe - ani fabułą ani tym bardziej tajemnicą zniszczonych rękopisów. Nie mam dla Was nawet dobrego cytatu, mimo, że rzecz dzieje się przecież w bibliotece! I ta Wenecja... Niby jest, a jakby jej nie było... Jak akwarela. A może o to chodziło? 

Brak komentarzy: