Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bibliotekarze. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bibliotekarze. Pokaż wszystkie posty

13 paź 2022

Biblioteka - samorządowy kurnik

 Martę Czajkowską - bohaterkę powieści "Bibliotekara" Lucyny Dąbrowskiej poznajemy, gdy trafia do biblioteki na rozmowę kwalifikacyjną. Zostaje przyjęta do pracy, ale okazuje się, że nie bardzo pasuje do zespołu.  Raczej skryta i wycofana, nie opowiada o sobie i nie zajmuje się plotkami i robieniem wokół siebie zamieszania. Widzi natomiast - nie mając doświadczenia w takiej pracy - wszystkie patologiczne zjawiska, mające miejsce w bibliotece, nazwanym przez nią "samorządowym kurnikiem". Dostrzega, że stanowiska kierownicze dostają osoby "najbardziej ustawne, karne i posłuszne, robiące tak, jak dyrekcja chciała". Punktuje, że w sytuacjach konfliktowych "najbardziej zażarte okazały się kierowniczki", które "bojąc się utraty wywalczonego przez lata służalczości stanowiska, wolały wybielić się na zaś, oczerniając wszystkich podlegających im pracowników". Marta zauważa "miejscowe układy", kumoterstwo, nepotyzm i mobbing. 

Bohaterkę zdumiewa w tej pracy wiele zjawisk, jak to, że na wniosek rady dzielnicy bibliotekarze wycofali kilkaset książek i  "rozpoczął się wyścig o znalezienie jak największej liczby bezeceństw, za które uznano przede wszystkim książki edukacyjne z zakresu seksuologii". Bibliotekarze, przez jednego z pracowników biblioteki, nazywani "komandosami", ponieważ "wszystko muszą robić sami i zawsze muszą być gotowi na wszystko", rozczarowują bohaterkę nie mniej niż czytelnicy: 

"Niekończące się taśmociągi roszczeń, skarg i pretensji poszarzałych na twarzy ludzi odbijają się zapewne na zdrowiu obsługujących ich bibliotekarzy nie mniej niż grzyby, pleśń i roztocza występujące na książkach. O pracy w trudnych warunkach nie ma tu jednak mowy - to nie prosektorium". 


 

Lucyna Dąbrowska, Bibliotekara, Olsztyn : Wydawnictwo Seqoja, 2021. 

"Bibliotekara" to gorzki i przygnębiający obraz pracy w instytucji kultury, który może zszokować czytelników, kojarzących bibliotekę jako spokojne miejsce pracy. Być może obraz nieco jednostronny, co nie oznacza, że nieprawdziwy. Choć chciałabym wierzyć, że takich miejsc jest coraz mniej. 

11 kwi 2020

Nieustraszeni bibliotekarze

Nieustraszeni bibliotekarze - tak nazwałam trzech strażników najsłynniejszych zbiorów rękopisów w Timbuktu (Mali), którzy po ataku islamskich fanatyków w 2012 r. rozpoczęli akcję ewakuacji twórczego dziedzictwa i piśmienniczej tradycji regionu. Ich zmagania opisał w swoim niezwykłym reportażu "Przemytnicy książek z Timbuktu" Charlie English - brytyjski dziennikarz, pracujący m.in. dla  The Guardian. 

English C., Przemytnicy książek z Timbuktu, Poznań : Wydawnictwo Poznańskie, 2018. 

Autor rzucił pracę, by zmienić opowieść o nieustraszonych bibliotekarzach w książkę. Przeprowadził setki wywiadów, dotarł do korespondencji uczestników wydarzeń i oficjalnych dokumentów.  Na plan pierwszy w powstałej opowieści wysuwa się  Abdel Kader Haidara - bibliotekarz, który przez lata gromadził rękopisy z prywatnych kolekcji, dbał o powstanie kolejnych bibliotek i zasilał księgozbiór archiwum państwowego w Instytucie Ahmeda Baby. "Za wyłupiastymi brązowymi oczyma czaiła się psotna inteligencja" pisze o Haidarze autor.  Pierwszeństwo Haidara wynika zapewne z tego, iż stał on się później założycielem Savamy - organizacji pozarządowej zajmującej się ochroną piśmiennego dziedzictwa Timbuktu i twarzą walki o ocalenie źródeł pisanych Timbuktu, z których najcenniejsze obejmują tak zwaną "złotą erę" w historii miasta, czyli XV i XVI wiek.

Abdel Kader Haidara [źródło]


Bibliotekarzom udało się ewakuować z Timbuktu ponad 300 tys. manuskryptów z różnych kolekcji. Z narażeniem życia wywozili lub spławiali rękopisy w workach po ryżu i w kufrach - a gdy tych zabrakło - w specjalnie przerabianych beczkach na ropę, a wszystko pod nosem chcących palić książki dżihadystów. 
Opowieść o bibliotekarzach przeplatana jest historią Timbuktu. To serce Afryki Zachodniej, miasto-legenda, słynęło z rzekomych bogactw i rozpalało wyobraźnię odkrywców od XVII wieku. Właśnie ich zmagania w dotarciu do Timbuktu opisuje autor.  Te dwie narracje doskonale się uzupełniają, składając się na książkę wciągającą niczym najlepszy kryminał, z bardzo zaskakującym finałem...  

Brytyjski odkrywca i dyplomata Richard Francis Burton (1820-1890) tak opisywał ekscytację związaną z wyprawą badawczą do Afryki:
"Uwalniając się za sprawą jednorazowego ogromnego wysiłku z okowów nawyku, ciężkiej jak ołów rutyny, spod płaszcza wielu trosk i niewoli domu, człowiek znów czuje się szczęśliwy. Krew krąży mi w żyłach żwawo jak za czasów dzieciństwa".
Jeśli Wam również ciąży "płaszcz wielu trosk", sięgnijcie po świetnie napisaną  historię o dzielnych bibliotekarzach i przenieście się do Timbuktu. 


14 lis 2019

Dmuchawce, latawce... biblioteka!

Fabuła książki Agnieszki Olszanowskiej "Wianek z dmuchawców", będącej pierwszym tomem sagi,  rozgrywa się w gminie Gradów. Wójt chce zamknąć tamtejszą bibliotekę, którą nazywa "parszywą składnicą makulatury" (czemu trudno się dziwić, skoro w życiu żadnej lektury nie przeczytał).  W tym celu chce powołać kogoś bez doświadczenia w zawodzie na miejsce oddanej bibliotece pani Uli, którą wójt nazywa Starym Czytadłem. Osobą, która może przeszkodzić wójtowi w realizacji planu jest Agnieszka - "powiatowa instruktor metodyczna do spraw bibliotek". W tej części sagi poznajemy także księdza Adama, kościelną - panią Blanche, jej syna Michała oraz Jagodę i jej rodzinę. Ścieżki tych bohaterów raz po raz będą się przecinać na kartach powieści, czasem w sposób zabawny, czasem romantyczny, a niekiedy bolesny. Ten bardzo interesujący i urozmaicony ludzki kalejdoskop daleki jest od idyllicznego obrazu wsi i jej mieszkańców. Każdy zmaga się z wyzwaniem, tajemnicą, emocjami - czasem wydawałoby się nie do uniesienia. Autorka nie portretuje bohaterów w sposób kontrastowy, czy jednoznaczny, co jest dużym plusem tej powieści. Zręcznie rozsnuwa wątki opowieści, by zachęcić czytelnika do sięgnięcia po kolejne tomy sagi. Sagi, której pierwszy tom - ciekawy i przystępnie napisany - powstał, jak mniemam, trochę ku pokrzepieniu i - nawet bardziej - ku refleksji.

A. Olszanowska, Wianek z dmuchawców, Prószyński i S-ka, Warszawa 2019. 

Z oczywistych względów najbardziej zainteresował mnie wątek biblioteki i bibliotekarek. Nie spotkałam jak dotąd w literaturze tak rzeczowego i dobrego opisu naszej profesji. Naprawdę czuć, że autorka jest bibliotekarką z wykształcenia i powołania.
Wspomniana już bohaterka - Ula, zwana Starym Czytadłem - to bibliotekarka, która w zawodzie pracuje "od ponad czterdziestu dwóch lat" i należy "do tego wyjątkowego gatunku bibliotekarek, które na własnych plecach przenosiły wory z księgozbiorem z jednej biblioteki do drugiej, z likwidowanych punktów bibliotecznych do filii, z likwidowanych filii do biblioteki głównej". Czytelnik poznaje historię małżeństwa bibliotekarki i jej początki pracy w zawodzie, obok "starego i zgryźliwego bibliotekarza" - jak określali kierownika czytelnicy. Kierownik udziela Uli listownych porad, kiedy ta zaczyna kierować biblioteką w Gradowie. Pisze do niej: "Pracuj tak, abyś zawsze, w razie kontroli, mogła wykazać się wzrostem wypożyczeń, wzrostem liczby czytelników, zakupów itp. Cokolwiek będziesz robiła, papiery muszą wskazywać, że jest lepiej, nigdy, nie daj Boże, gorzej!". [Piękne!]
Stanowisko po pani Uli przejmuje jej syn - Jarek. Fakt ten - choć jest częścią planu burmistrza - nie podoba się żonie Jarka, która uważa, że "bibliotekarze przymierają głodem" i "wolą książki, zamiast kasę na prawo i lewo trzepać", a "wizja życia u boku męża bibliotekarza tak ją dobiła, że przez chwilę nawet myślała o rozwodzie". Bibliotekarki wprowadzają Jarka w tajniki zawodu i chwalą się, że "od wiosny do jesieni" organizują "rowerowe wycieczki w ramach akcji "Odjazdowy bibliotekarz". [I jak tu nie kochać tej autorki i jej książki?! :) ]
Instruktorka Agnieszka natomiast trafiła do biblioteki na staż absolwencki z urzędu pracy. Wykazała się "znajomością alfabetu", "co nie zawsze jest umiejętnością oczywistą" i "potrafiła bezbłędnie układać książki na półkach". Podjęła też studia bibliotekoznawcze, gdzie "zdobywała tajną wiedzę teoretyczną, która nigdy do niczego nie miała jej się przydać". Agnieszka chce zmienić środowisko bibliotekarskie tak, by ich praca była doceniania i nie kojarzyli się ludziom ze "zwykłymi podawaczami książek i wybieraczami zalegającego na nich kurzu albo ewentualnie  encyklopedią wiedzy, szybszą i bardziej wiarygodną niż Wikipedia, dla zdesperowanych maturzystów". Agnieszka zwraca uwagę, że jej koleżanki po fachu, kierujące małymi bibliotekami, mają "niskie zarobki" i spotykają się "z totalnym brakiem szacunku ze strony władz gminy". 
Mamy wreszcie panią Zofię - jednostkę absolutnie niereformowalną: "Misją i zadaniem biblioteki jest gromadzenie i udostępnianie książek, a te wszystkie klubiki, misie-srysie i inne wygłupy są, moim skromnym zdaniem zupełnie zbędne". Każde zajęcia przyprawią ją o ból głowy, na prośbę o wskazanie ciekawego tytułu informuje czytelnika o wolnym dostępie i własnej odpowiedzialności za wybraną lekturę. Pani Zofia wybiera do biblioteki najmniej przydatne, ale drogie pozycje, by jak najszybciej pozbyć się budżetu i przy okazji nie zyskać nowych czytelników.

Takich "branżowych" smaczków jest w tej powieści znacznie więcej i z niecierpliwością czekam na kolejny tom, by dowiedzieć się jak poradzili sobie bohaterowie i czy wójt zrealizował swój niecny plan,..

21 maj 2019

Bibliotekarz inny niż myślisz - wyniki konkursu

Po raz siódmy odbył się konkurs Bibliotekarz inny niż myślisz, organizowany przy okazji seminarium Biblioteki Świata (Biblioteka Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu). Konkurs cieszy się coraz większym powodzeniem, a w tym roku Samorząd Studencki wyłonił takie oto najlepsze prace: 

I miejsce - M. Wojnar, Biblioteczne wróżki

II miejsce - A. Styka, Alter Ego

III miejsce - K. Olter, Uniesienia w bibliotece

Wyróżnienie - N. Cofta, Chirurgia książkowa

20 maj 2019

Warsztaty dla bibliotekarzy (i nie tylko)

Centrum Promocji Informatyki zaprasza na warsztaty: 

BUDOWANIE EFEKTYWNYCH ZESPOŁÓW W BIBLIOTEKACH I INSTYTUCJACH KULTURY

Warsztaty pomogą Wam budować dobrze funkcjonujące zespoły, skutecznie rozwiązywać problemy w zespole pracowników, rozwinąć indywidualne i zespołowe kompetencje zawodowe, uwzględniając przy tym odmienność typów osobowości, nauczyć się jak poprzez współpracę i osiąganie maksymalnej satysfakcji wydobywać ukryty potencjał zespołu. 

Więcej informacji na temat warsztatu tu>>>>>

 

 

20 sie 2018

Bibliotekarz - zawód dla starych pryków

Przedstawiam Wam najbardziej irytującego bibliotekarza, jakiego spotkałam do tej pory w literaturze. To Bronisław Mączyński, zwany Bronisiem - bohater książki "Cień dłuższego ramienia" i jej kontynuacji - "Renesansowej przygody" Haliny Popławskiej. 

Broniś - "nieśmiały, małomówny i nie lubiący wysuwać się na plan pierwszy", postanawia, za radą swej ciotki Zuzanny, poszukać pracy w bibliotece. Ukończył historię, ale jak sam przyznaje "nie miał pojęcia o bibliotekarstwie". Dyrektor miał jednak nadzieję, że w Bronisiu "obudzi się prawdziwe bibliotekarskie powołanie" i skierował go do Działu Dziewiętnastowiecznych Druków, by uporządkował tam zbiory.

Bronisia zajmuje ta "praca, nużąca monotonią" i "bez nadziei" jaką jest "katalogowanie - czynność pogardzana przez całą naukową, biblioteczną górę". Początkowo wydaje mu się, że "byle kretyn to potrafi", ale w miarę upływu czasu przekonuje się, że to "sztuka wymagająca erudycji i oczytania". 
Praca zajmuje go bardzo i kiedy do Biblioteki przyjeżdża z wizytą dyrektor Paryskiej Biblioteki Narodowej "Broniś, pozbawiony zainteresowań tego typu, nie pragnął pogłębić swych wiadomości z dziedziny bibliotekarstwa i korzystał z ogólnego rozgardiaszu, by znikać na całe dnie w starym magazynie, dziwiąc się w duchu, że tych bibliotekarzy bardziej interesowały mgliste problemy teoretyczne niż tak pasjonująca rzecz jak książka". 

 "Monotonny biblioteczny tryb życia" i praca wśród "bibliotecznych ramoli", "których łatwo było rozpoznać, ubranych w ciemnozielone fartuchy", nagle przyspiesza za sprawą panny Klary Michałowskiej - "najpiękniejszej dziewczyny w Bibliotece Narodowej". Wszyscy dziwią się, dlaczego taka piękna dziewczyna wybrała "taki skromny, zapoznany dzisiaj zawód", w którym "ani dochodów, ani innych splendorów". A przecież kobiety pracujące w bibliotece, według wieloletniego pracownika pana Błażewicza, to:
"skromne pszczółki, cierpliwe, ciche z rzadka tylko kłute żądełkiem ambicji. Kochają książki i są szczęśliwe głaszcząc pięknie oprawne w jedwabisty safian tomy. Wraz z osiadłym na półkach pyłem przeszłości wdychają książkowego bakcyla, który nie opuści je aż do śmierci, jak i one do końca życia nie opuszczą Biblioteki. Znałem takich, co się buntowali za młodu, uskarżając się na zbyt niskie zarobki i brak szacunku u społeczeństwa dla stanowiska bibliotekarza, ale zostali, zabrakło im siły, aby rozstać się z tą cichą, zdawałoby się nikomu niepotrzebną pracą".
 Sama panna Klara uważa bibliotekę za "zbiorowisko nieszczęśników, którym nie powiodło się w życiu" z "najbrzydszymi kobietami, które całe swe zainteresowanie ulokowały w książkach", a "ich widok nie rozpali niczyjego serca" i "na zawsze zamknięta przed nimi kraina miłości", zatem "rzuciły się w pracę, jak inne w ramiona ukochanego".

Powieść to nie romans a - zgodnie z intencją autorki - kryminał historyczny. Główny bohater zostaje zatem uwikłany w poszukiwania śladów notatek rodzinnych w starych księgach i rozwiązanie zagadki ukrytego skarbu, w czym panna Michałowska skutecznie przeszkadza. Praca w bibliotece staje się momentami tak niebezpieczna, że ciotka Zuzanna żałuje, iż Bronisia namawiała do pracy w tym "zawodzie dla starych pryków". Sam Broniś też momentami żałuje życiowego wyboru, martwiąc się, że na zawsze zostanie "popychadłem wśród nudnych bab chorujących na naukowość".

Autorka powieści przyznała, że książka miała być "maleńką, niegroźną satyrką na specyficzny snobizm naukowości" (wywiad do przeczytania tu>>>>), a zainspirowana została pierwszą pracą - w Bibliotece Narodowej, przy opracowaniu zbiorów polskiej szkoły na Batignolles w Paryżu. Dzięki temu świetnie został oddany klimat pracy w bibliotece i nurtujące pracowników problemy dnia codziennego - niektóre niestety aktualne do dziś. Powieść czyta się jednym tchem, choć jak już wspomniałam główny bohater irytuje - głównie przez swoje podejście do współpracowników i pracy, chociaż może to prawo naturszczyka, a wkurzają się tylko takie "biblioteczne ramole" jak ja? 😉

5 maj 2018

Bibliotekarz Karol i zaborcze smoczyce

Weekend majowy spędziłam w doborowym towarzystwie 😊 Także literackim. Magda Garstka (bohaterka powieści Anety Jadowskiej), bo o niej mowa, wraca po studiach do rodzinnej Ustki. Namówiona przez babcię, która prowadzi pensjonat, zatrudnia się w nim, dorabia także w kawiarni. Na samotnym, porannym spacerze znajduje zwłoki. A że tradycje w rodzinie są (ojciec był, wuj jest policjantem), Magda próbuje dowiedzieć się kim był denat i po co do Ustki przybył. W tym celu udaje się również do biblioteki, bo "gdy masz mnóstwo pytań i żadnych odpowiedzi, możesz zacząć właśnie tam":

Ustecka biblioteka mieściła się na piętrze niewielkiego pawilonu pośrodku osiedla. (...) Przez chwilę wahałam się z dłonią na klamce, zastanawiając się, jak właściwie poprowadzić rozmowę, by zdobyć interesujące mnie informacje. Miałam kilka pomysłów, jeden bardziej absurdalny od drugiego. Wzdychając, przekroczyłam próg w nadziei, że mnie olśni. W czytelni było kolorowo, nie tylko dzięki regałom z książkami, ale także wiszącym pomiędzy nimi zdjęciom dzieci w różnym wieku. Każdy z modeli przyciskał do piersi książkę i szeroko się uśmiechał. Wyglądali uroczo, a zdjęcia były, co szybko oceniłam, dobrej jakości i zrobione przez kogoś, kto o fotografii wie trochę więcej niż "naciśnij i puść guzik".

Podeszłam do pustego biurka dyżurnego bibliotekarza i postanowiłam poczekać. Jeśli pracowała tu jakaś zaborcza smoczyca, nie chciałam zostać przyłapana na grzebaniu w księgozbiorze bez pozwolenia. Wciąż miałam traumę po kontakcie z panią Bożenką, królową na włościach biblioteki osiedlowej w Łodzi. Niech jej emerytura lekką będzie i w harlequiny bogatą. Usłyszałam głuche stuknięcie i spod biurka wyłonił się rozczochrany facet pod czterdziestkę, z nieco rozkojarzonym spojrzeniem. Musiał klęczeć na podłodze.
Przywitałam się grzecznie. Poprawił okulary i wstał otrzepując spodnie. Mimo letniego dnia miał na sobie koszulę z długim rękawem, w biało-brązową krateczkę, i granatowe dżinsy. - Przepraszam, ołówek mi się stoczył - powiedział i pomachał żółtym ołówkiem na dowód. Kusiło, by rzucić coś o upadku obyczajowym w świecie materiałów piśmienniczych, ale nie zamierzałam się wychylać, póki nie wybadam, z jakim gatunkiem bibliotekarza mam do czynienia. Bo typy są dwa : aspołeczny, często ewoluujący w zaborczą smoczycę lub smoka, traktujący księgozbiór jako swoją własność i patrzący na czytelnika jak na zło konieczne. Typ drugi natomiast jest prospołeczny. To miły, wesoły, zaangażowany pasjonat, któremu nawet niskie zarobki i stały kontakt z dziećmi nie przeszkadzają w lubieniu swojej pracy. Wśród bibliotekarzy, jak wśród nauczycieli - potrzebne jest powołanie.
Grzecznie podałam swoje nazwisko i przyznałam, że nie mam karty bibliotecznej. - To żaden problem - zapewnił mężczyzna, który przedstawił się jako Karol. W tym czasie tylko dwa razy musiał poprawić zsuwające się z nosa okulary. - W dwie minuty może być pani naszym czytelnikiem. Zakładamy kartę stałą czy tymczasową? - zapytał.
 Magda zakłada kartę stałą, a rozpoznana jako wnuczka prowadzącej pensjonat "Wielka Niedźwiedzica", roześmiała się "zakłócając świętą biblioteczną ciszę".
- W naszej bibliotece można się śmiać - zapewnił Karol. - Ludzie często się śmieją, czytając. Tylko gadać przez komórkę nie pozwalamy. I puszczać muzykę. 
 Bibliotekarz pomaga bohaterce dotrzeć do cennych dla niej informacji, przyczyniając się do rozwikłania zagadki. Zresztą autorka dziękuje "wszystkim świetnym bibliotekarkom", dzięki którym "ustecka biblioteka jest przyjaznym miejscem i po prostu musiała trafić do książki".

Świetnie się bawiłam w towarzystwie Magdy Garstki i z niecierpliwością czekam na kolejne tomy jej przygód.  Wydawca rekomenduje "Trupa na plaży" jako powieść w stylu Joanny Chmielewskiej. Główna bohaterka kojarzy mi się z Anną Beddingfeld, bohaterką powieści Agathy Christie "Mężczyzna w brązowym garniturze". Czy potrzeba lepszej rekomendacji? 😊







27 sie 2017

Światowy Kongres IFLA we Wrocławiu

Miałam wyjątkową okazję uczestniczyć w tym roku w Światowym Kongresie IFLA. Wzięło w nim udział ponad 3500 osób, ze 155 krajów. Blisko 248 sesji, wystawy, sesje posterowe, wizyty w bibliotekach stworzyły niebywałą szansę wymiany doświadczeń, rozwiązań praktycznych, a także innowacji, przez bibliotekarzy z całego niemal świata. Szczegółowe sprawozdania z każdej z sesji można znaleźć na dedykowanej stronie (tu>>>), choć trudno jest opisać słowami atmosferę jaka towarzyszyła obradom. 


Chciałabym natomiast podzielić się wykładem, który na mnie osobiście zrobił ogromne wrażenie. Była to prezentacja dyrektora Biblioteki Narodowej w Norwegii. Aslak Sira Mhyre przedstawił referat Libraries - An Arena for Debate that Expands Local Democracy. We wstępie nakreślił sytuację bibliotek w Norwegii, w związku z nowym prawem i  strategią dla tamtejszych bibliotek. Mówił o tym, że  obecnie miejsca do niedawna skupiające lokalne społeczności, wygasają - przestają być "klejem społeczeństwa". Upatrywał tu dużą rolę bibliotek jako miejsca spotkań, arenę debaty, która rozwija i rozszerza demokrację na lokalnym poziomie i jest - rzecz jasna - miejscem dzielenia się i propagowania wiedzy. Nie możemy jedynie otwierać drzwi - podkreślał - musimy złapać czytelnika i stworzyć w nim potrzebę bycia w bibliotece. Bibliotece głośnej od rozmów, tętniącej życiem i skupiającej ludzi nawet wokół codziennych tematów. Digitalizacja i rozwój technologiczny postępuje, ale nadal jesteśmy istotami społecznymi - potrzebujemy poznawać się nawzajem, rozmawiać, a do rozwoju demokracji na szczeblu lokalnym potrzebne jest miejsce spotkań jakim stać się może biblioteka. Biblioteka z nie zmienioną tożsamością - z książkami na półkach i bibliotekarzami porządkującymi księgozbiór. Niech bibliotekarze będą bibliotekarzami, a biblioteka - biblioteką.


Tu skrót z ceremonii otwarcia obrad:



A tu wspólny taniec podczas wieczoru kulturalnego: