22 paź 2011

Polskie biblioteki ekonomiczne: wczoraj, dziś, jutro



Biblioteka Wydziału Nauk Ekonomicznych i Zarządzania Uniwersytetu Szczecińskiego zorganizowała po raz pierwszy - impulsem było 65-lecie działalności - konferencję pod hasłem Polskie biblioteki ekonomiczne: wczoraj, dziś, jutro.
Nie jestem jakąś wielką fanką konferencji, nie uprawiam namiętnie turystyki konferencyjnej, a więc nie mam zbyt dużego porównania, ale jeśli wszystkie konferencje branżowe są tak doskonale zorganizowane, ciekawe i inspirujące jak ta, to chyba jednak miłośniczką konferencji się stanę. Począwszy od noclegu w miejscu oddalonym o przysłowiowy rzut beretem od miejsca obrad, a skończywszy na doborze tematów i prelegnetów, widać było dbałość i wysiłek organizatorów, by uczestnicy konferencji rzeczywiście byli zadowoleni, co w przypadku moim i towarzyszącego mi kolegi po fachu, udało się osiągnąć. Zróżnicowanie wiekowe prelegentów, a tym samym różnorodność ich doświadczeń, pozwoliło na niezwykle ożywioną wymianę myśli, dyskusje, które gdyby nie ograniczenie czasowe, mogłyby trwać w nieskończoność, a które przeniosły się potem poza miejsce obrad przyjmując formę bardziej nieoficjalnych dysput. Widać było, że wśrod organizatorów panuje niezwykła serdeczność, co udzieliło się uczestnikom. Nie będę w tym miejscu omawiać wszystkich referatów (wkrótce zostaną one w różnej formie opublikowane), powiem tylko, że było rzeczywiście ciekawie i że chętnie wrócę do Szczecina.

3 komentarze:

Anna pisze...

Tego typu konferencje to mam wrażenie ciągle jednak perełki wśród... ekhm reszty. Wszystko tak naprawdę zależy od organizatora - czy mobilizuje do ciekawych tematów i robi jakiś odsiew, czy wszystko jak leci. O podstawach typu zapewnienie sensownego noclegu nie wspomnę.

Eva Scriba pisze...

Może jest tak, że jak człowiek się wyśpi (nocleg w dobrym miejscu) i naje (org. zapewnią dobre jedzenie), to ma inne spojrzenie na całą konferencję? ;) Pozdrawiam

Anna pisze...

A to na pewno ;) Jadę na konferencję w Krakowie i będę referować z biegu, bo to jednodniowa. Szczerze - nie lubię takich maratonów, ale cóż począć. Podobno to wzbogaca czy coś ;)