18 sty 2012

Motyl i skafander

Ten film długo czekał, abym w końcu go obejrzała. I nawet nie wiem dlaczego, bo tematyka wcale mnie nie zniechęciła. Wszak widziałam obraz Moja lewa stopa utrzymany w podobnej konwencji. Tylko, że film z Daniel Day-Lewis'em wydał mi się w porównaniu bardziej emocjonalny. Motyl i skafander to film bardziej spokojny, refleksyjny, a poprzez absolutnie wspaniałe zdjęcia niezwykle klimatyczny, wręcz poetycki. Rewelacyjne zdjęcia podkreśla znakomicie dobrana muzyka, stanowiąc o sile tego filmu. Ten moment mnie zachwycił, bo przywiódł na myśl obrazy Hoppera:




Główny bohater porozumiewa się wszak ze światem za pomocą oka, którego mięsień jest jedynym funkcjonującym w jego ciele. Zmysł wzroku jest tu najważniejszy i ma być jak mniemam najbardziej istotny dla widza, który karmiony jest nie tylko poprzez historię pokonywania ludzkiej słabości, wyjścia poza ograniczenia własnego ciała, ale również poprzez piękne obrazy. I trudno jest napisać o tym filmie coś więcej niż to, że jest niezwykłym hołdem dla ludzkiej siły i woli życia. Ta historia nie powstała wszak w głowie scenarzysty, a podyktowało ją życie. Dlatego mogę oceniać jedynie sprawność przeniesienia jej na ekran, a to twórcom filmu udało się znakomicie.

3 komentarze:

Veni pisze...

och i ach, muszę jeszcze raz zobaczyć :) Merci za przypomnienie :)

sygnaturka pisze...

Filmu nie widziałam, za to czytałam książkę i polecam.

Eva Scriba pisze...

Mam w planach :) Pozdrawiam. :)